- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Hefeystos "Hefeystos"
Wieki temu, gdy w radiu w porach nocnych można było jeszcze natknąć się na mroczniejszą i nieca cięższą odmianę muzyki, razu pewnego usłyszałam piękny, niezwykle poetycki utwór, którego autorem był właśnie zespół Hefeystos. Muzyka zrobiła ma mnie tak ogromne wrażenie, że przez kilka najbliższych dni nie potrafiłam ani się od niej oderwać, ani też "wymienić" jej na cokolwiek innego, mimo że dysponowałam wówczas tylko jedną kompozycją. Wkrótce jednak to mi przestało wystarczać, pragnęłam bowiem poznać pełne oblicze tej formacji, mieć obok siebie cały album. Poszukiwania początkowo do łatwych nie należały, jednak o rezygnacji nie było absolutnie mowy. Nie od dziś wiadomo, że jeśli czegoś bardzo się chce, w końcu się to zdobędzie. I rzeczywiście mój upór został wynagrodzony, udało mi się wreszcie dotrzeć do pełnometrażowej płyty, pierwszego pełnego wydawnictwa Hefeystos.
Zgodnie z moimi przeczuciami, po zapoznaniu się z całym materiałem, moje oczarowanie się pogłębiło, a uczucia stały się jeszcze intensywniejsze. Trudno jest ubrać w kilka mniej lub bardziej sensownych zdań to, co dzieje się na tej płycie. Bluźnierstwem byłyby jakiekolwiek uogólniania, etykietki, porównania. To świat emocji, tęsknoty, pozornego zapomnienia. Hefeystos z dumą przenosi słuchacza w odległą, pogańską krainę, gdzie włada prawo miecza i spokojna codzienność. Niezwykle rozbudowane, poetyckie teksty podzielone na sześć aktów, splatają się w jedną, chlubną opowieść. Stare legendy, mroczny las, nieokiełznane piękno i tajemniczość przyrody, zerwana miłość, samotność, lęk, odwaga, chwała... O tym wszystkim czarująco opowiada dwójka "mieszanych" wokalistów. Oboje doskonale wczuwają się w swoją rolę - emocjonalny, przejmujący, a czasem nawet lekko blackowy (szczególnie końcówka "Magicznego Strumienia") wokal Nantura i jedyny w swoim rodzaju, zmysłowy głos Alicji, wspaniale komponują się z dźwiękami. Z samej muzyki natomiast rozlewa się majestatyczne piękno, bliżej nieokreślona nostalgia (czyżby za dawnymi czasami?), smutek. Gitary akustyczne przeplatają się ze specyficznymi, delikatnymi klawiszami (gra na nich Piotr Weltrowski znany też z December's Fire), czuły, tajemniczy nastrój śmiało zamienia się w nieokiełznany gniew i szaleństwo ("Magiczny Strumień"). Trudno przyczepić tym dźwiękom etykietkę - niektórzy doszukują się gotyku, inni "klimatycznego", a nawet "blackowego" metalu. I w sumie każdy ma trochę racji, nawet z tym blackiem to w pewnym sensie prawda. Tyle tylko, że nie czuć tu żadnej "norweskości", a... słowiaństwo, wręcz polskość. Tak, to prawda, doczekaliśmy się w końcu grupy, która docenia piękno i chwałę własnej ojczyzny (a w Norwegii dużo takich mają :-). I może dlatego Hefeystos od razu tak głęboko wnika w serce, staje się tak bliski i tak potrzebny.
Szkoda, że kolejny album tej formacji ukazał objawił zupełnie inne fascynacje muzyków (tych, którzy pozstali) tej kapeli. O takim debiucie jednak nie da się zapomnieć, tym bardziej że wciąż brakuje w naszym kraju takich grup - niezwykle poetyckich, urzekających i przede wszystkim tak polskich.