- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Heavenly "Virus"
Francuski metal jakoś nie wpadał zbyt często w moje ręce, byłem więc ciekawy co doświadczeni muzycy ("Virus" to już czwarta płyta w dorobku zespołu) z Heavenly zaproponują na swoim nowym albumie. Niestety, wydawnictwo to - nawiązując do tekstu z promosa ("Let it infect you!") - kompletnie nie zdołało mnie zakazić...
Muzyka grana przez kapelę to solidny power metal inspirowany tuzami tego gatunku, z Helloween czy Gamma Ray na czele; chwilami echem odbija się też twórczość Manowar. Z przykrością trzeba jednak stwierdzić, że od wyżej wymienionych kapel Heavenly dzielą lata świetlne. Riffy są jeszcze w miarę w porządku, choć powalać, to wcale nie powalają. Dynamika, poziom agresji też mogą być. Z melodiami już jest gorzej - zdecydowana większość wpada jednym uchem i wypada drugim, kompletnie nie przykuwając uwagi. Pomimo kilku przesłuchań nic się człowieka nie "czepia" - ot, takie sobie granie... Dość ciekawie brzmią za to wrzucone tu i ówdzie chóry (te w "Spill Blood On Fire" przyjemnie kojarzą mi się z Savatage). Na tym tle - i tak przecież marnym - tragicznie wypada natomiast wokal. Po odpaleniu płyty miałem w ogóle wrażenie, że momentami śpiewa tu kobieta (sic!), a chyba nie taki był zamiar. Ben Sotto brzmi nieciekawie, bezbarwnie i bez polotu, a przede wszystkim - jak na mój gust - kompletnie nie pasuje do muzyki Heavenly. Klawisze również nie poprawiają notowań zespołu - brzmią sztucznie, bez energii. No i jeszcze ten dobijający cover duetu Jermaine Jackson & Pia Zadora! "When The Rain Begins To Fall" jako disco-taneczny numer jest może i niezłe, ale w wersji Francuzów jest to obrzydliwy wręcz potworek. Plastik, tektura i kicz. Nie wiem - może miało być to puszczenie oka do słuchaczy, ale tak czy siak ja bardzo dziękuję za takie "atrakcje"!
Jest na szczęście na "Virus" kilka numerów ("Liberty", "Wasted Time", "Spill Blood On Fire"), które ratują album od całkowitej klapy, ale ogólnego wrażenia te jaśniejsze punkty poprawić nie są w stanie. Męcząca płyta z fatalnym wokalem - tak zapamiętam czwartą płytę Heavenly, a przed odsłuchem następnego wydawnictwa zespołu będę się mocno opierał...
Materiały dotyczące zespołu
- Heavenly