- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Heaven And Hell "The Devil You Know"
Heaven and Hell... wiem, książkę by można z tego zrobić. Historię tego projektu zna każdy szanujący się fan metalu, więc nie ma sensu nią zanudzać. Przejdźmy zatem do recenzji. Z góry wiadomo było, że tak naprawdę niekoniecznie ważne będzie, jaki się ten album okaże - liczyło się przede wszystkim samo wydarzenie, nawet jeśli płyta nie jest sygnowana wiadomą nazwą. Jedni i tak będą piać z zachwytu, a inni jeszcze zanim porządnie ją przesłuchają, już zaczną marudzić. Mnie się ta płyta podoba. Dostajemy to, na co czekali wszyscy - tego samego diabła, tę samą potęgę, którą znamy i kochamy. Dlatego nieważne, czy to jest odkrywcze i pełne muzycznych pomysłów. Oni mają sprawiać, że serce wyje, a nie ścigać się z akurat będącymi na topie małolatami. Nie muszą wyważać żadnych drzwi, bo już dawno wyrwali je z zawiasów. To wycie serca zaś tu ewidentnie jest i za to muzykom należą się słowa uznania.
Heaven and Hell, z naciskiem na Hell oczywiście. Szatan wita nas już z okładki, dumny jak paw ze swoich ulubionych dzieci. O tym, że Dio ma z nim bliskie kontakty, jestem bardziej niż przekonany. Jeśli facet nawet w tym wieku śpiewa tak, że ciary maszerują po plecach niczym armia Mordoru, to bez cyrografu na pewno się nie obeszło. Dio słucha się tu z przyjemnością, a w przypadku wokalistów - pewnie nawet z zazdrością. Muzycznie? Wiadomo, ten skład to klasa sama w sobie, ale też muzycy nie grają po to, aby się przed kimkolwiek popisywać. Najwięcej do powiedzenia ma oczywiście Iommi, którego solówki słychać w każdym kawałku. Mnie to specjalnie nie grzeje, ale i tak ważniejsze niż przystawki jest samo riffowe mięso. Dlatego przejdźmy do kompozycji.
Muzycy pokazują, kto tu rządzi, już od pierwszych chwil. Kilka atomowych uderzeń bębnów, a potem riff, który od razu sprawia, że czujemy się jak w dawno nieodwiedzanym domu. Utwór powolny, ale za to jaka moc. Do tego świetny, charakterystyczny dla Dio refren. "Atom And Evil" to killer, do którego bardzo chętnie będzie się powracać. Takich brzmień - wolnych i majestatycznych, jest tu zresztą sporo. Co więcej - wybrany na singiel "Bible Black" wita nas łagodną, akustyczną przygrywką, kojarzącym się raczej z "Catch the Rainbow" wokalem i niemal blackmore'owskim solem w tle. Później jednak wszystko się rozkręca i ten bardzo udany utwór nabiera pełni mocy. Podobne instrumentalne rozwiązania znajdziemy również w "Rock And Roll Angel". Z dwóch pozostałych dłuższych i wolniejszych w rytmie kawałków znacznie lepszy jest "Follow the Tears", rozpoczynający się niemal symfonicznie i przechodzący w potężny riff.
Na drugim końcu barykady mamy przede wszystkim szybsze "Eating the Cannibals" i "Neverwhere", które bardziej przypadną do gustu miłośnikom "Neon Knights" i "Mob Rules". Tyle że oba utwory robią w swojej kategorii słabsze wrażenie i nie wytrzymują porównania ani z klasykami Black Sabbath, ani tymi z solowych płyt Dio. Przebojowy potencjał ma za to kawałek "Fear", który stanowi świetny przerywnik między "Atom And Evil" i "Bible Black". Miodny riff przy którym głowa sama się buja - murowany hit koncertowy. Gorzej jest z "Double the Pain" i przede wszystkim mdłym "The Turn on the Screw", po którym "Eating the Cannibals" to miła odskocznia w kierunku żywszych dźwięków. Właśnie dzięki temu, że utwory o odmiennym temperamencie są tu umiejętnie przeplatane, album nieźle trzyma się jako całość.
Co pozostaje po przesłuchaniu tej płyty? Przede wszystkim nadzieja - na kolejny koncert w kraju, na którym przekonalibyśmy się, jak ten materiał broni się na żywo. Jeśli przyjadą, to zdecydowanie trzeba będzie się wybrać. Próbę czasu z pewnością przetrwają "Atom And Evil" i "Bible Black", ale nowej legendy na miarę "Heaven and Hell" czy "Holy Diver" nie będzie. Tylko czy koniecznie musi? Fanom wystarczy w zupełności, że to ten sam devil we know.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Sepultura "A-Lex"
- autor: Piter_Chemik
Alter Bridge "Blackbird"
- autor: tjarb
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Amorphis "Silent Waters"
- autor: Norveg
Budgie "You're All Living In Cuckooland"
- autor: Meloman