zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

recenzja: Heaven And Hell "The Devil You Know"

24.07.2009  autor: Paweł Filipczyk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Heaven And Hell
Tytuł płyty: "The Devil You Know"
Utwory: Atom And Evil; Fear; Bible Black; Double The Pain; Rock And Roll Angel; The Turn Of The Screw; Eating The Cannibals; Follow The Tears; Neverwhere; Breaking Into Heaven
Wykonawcy: Ronnie James Dio - wokal; Tony Iommi - gitara; Geezer Butler - gitara basowa; Vinnie Appice - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 2009
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

"The Devil You Know" to debiutancki album studyjny zespołu Heaven And Hell. Debiutancki? W tym przypadku słowo to jest wyjątkowo niefortunnym określeniem, gdyż w rzeczywistości mamy do czynienia z kolejną płytą grupy Black Sabbath, będącą następcą wydanego czternaście lat temu krążka "Forbidden".

W 1979 roku wokalista Ronnie James Dio, znany wówczas przede wszystkim z Rainbow (a w późniejszych latach jako założyciel i członek formacji Dio), zastąpił w zespole Black Sabbath Ozzy'ego Osbourna. Rok później grupa wydała album "Heaven And Hell", a po kolejnym roku "Mob Rules". Dio opuścił jednak szeregi zespołu, zasilając je ponownie w 1991 roku. Efektem jego współpracy z resztą Black Sabbath była tym razem, wydana w 1992 roku, płyta "Dehumanizer". Historia lubi się jednak powtarzać, gdyż po wydaniu tego albumu muzyk po raz kolejny opuścił grupę. Po jego odejściu zespół nagrał jedynie dwie płyty. W 2007 roku wytwórnia Warner Bros. Records wydała kompilację "Black Sabbath: The Dio Years", na której znalazły się najlepsze kompozycje z Ronnie Jamesem Dio w składzie. Poza utworami z trzech wyżej wymienionych płyt, były to także fragmenty koncertówki "Live Evil" z 1982 roku. Dodatkowo wytwórnia poprosiła muzyków o nagranie dwóch (w efekcie powstały trzy) premierowych kompozycji, które miałyby znaleźć się na składance.

W tym miejscu zaczyna się kolejny rozdział historii zespołu Black Sabbath, w który wpisuje się album "The Devil You Know", którego polska premiera miała miejsce 27 kwietnia 2009 roku. Panowie Tony Iommi, Geezer Butler, Vinny Appice i Dio - czyli skład Black Sabbath z płyt "Mob Rules" i "Dehumanizer" - spotkali się w 2007 r. i stworzyli trzy nowe utwory, które można usłyszeć na składance "Black Sabbath: The Dio Years". Wspólne granie po latach spodobało im się na tyle, że ruszyli w trasę koncertową, a następnie postanowili zarejestrować album z premierowym materiałem. Oficjalnie zespół Black Sabbath z Ozzym Osbournem i perkusistą Billem Wardem wciąż istnieje, chociaż wspólne przedsięwzięcia najsłynniejszego składu wydają się bardzo mało prawdopodobne.

Muzycy postanowili działać pod szyldem Heaven And Hell (otrzymując "oficjalne błogosławieństwo" od Osbourna). Nazwa ta pochodzi rzecz jasna od tytułu płyty z 1980 roku, nagranej jeszcze z Wardem, który początkowo miał wspomóc dawnych kolegów powracających po latach na scenę. Ostatecznie zrezygnował, a jego miejsce zajął Vinny Appice. Tytuł albumu "The Devil You Know" - "Diabeł, którego znacie" w kontekście przeszłości muzyków, którzy go stworzyli, można odczytać jako swego rodzaju apel, jakby muzycy chcieli nam powiedzieć: "to my - zespół, który znacie; ludzie, których znacie; to my - Black Sabbath". Świadczy on zarazem o poczuciu humoru artystów (czarnego humoru, można by rzec), którzy nazywają siebie diabłem.

Płytę "The Devil You Know" otwiera numer "Atom And Evil". Cechują go ciężkie brzmienie i wolne tempo. Są to elementy charakterystyczne dla zdecydowanej większości utworów znajdujących się na tej płycie. Muzycy kontynuują zatem ścieżkę obraną na "Dehumanizer", do tej pory najcięższym albumie Black Sabbath. Współczesne możliwości produkcyjne pozwoliły uzyskać brzmienie, które swoją potęgą przewyższa płytę z 1992 roku. Samo brzmienie nie decyduje jednak o sile albumu. Płyta "Heaven And Hell" zyskała uznanie, gdyż znajdują się na niej świetne, chwytliwe kompozycje. "The Devil You Know" niestety ustępuje jej, a także krążkowi "Mob Rules", pod każdym względem. Mówienie o rozczarowaniu byłoby jednak przesadą, gdyż oba albumy z lat osiemdziesiątych to dziś już klasyka. Nagranie kolejnej, równie dobrej płyty graniczyłoby z cudem. Owszem cuda się zdarzają, ale nie tym razem.

Już od pierwszych dźwięków wiadomo, że nie będziemy mieli do czynienia z żadną muzyczną rewolucją. Otrzymujemy muzykę, której mogliśmy się spodziewać. Nikt jednak nie oczekuje od muzyków, których można właściwie uznać za prekursorów hard rocka i heavy metalu, żadnych brzmieniowych nowinek. Swego czasu Rob Zombie powiedział, że Black Sabbath zagrało wszystkie riffy, jakie istnieją na świecie, a teraz możne je tylko na różne sposoby modyfikować. W tym żartobliwym stwierdzeniu kryje się wiele prawdy. Świadczy ono o niezwykle istotnej roli zespołu w kreowaniu ciężkiego rocka. Jaką więc muzykę otrzymujemy od zespołu, który stworzył muzyczny gatunek, w obrębie którego od lat z powodzeniem się porusza?

"Atom And Evil", obok wspomnianego już brzmieniowego ciężaru, wyróżnia się również całkiem sporą dawką przebojowości w refrenie, który nasuwa skojarzenia z twórczością grupy Dio. Warto zaznaczyć, że Tony Iommi zagrał tu jeden z najlepszych riffów na całej płycie. "Atom And Evil" stanowi bardzo obiecujące otwarcie albumu. Równie dobre wrażenie sprawia następny utwór - "Fear". Kolejne świetne partie gitary, bardzo prosta (może nawet odrobinę zbyt prosta), lecz melodyjna solówka Iommiego i ponownie chwytliwy refren. Schemat dwóch pierwszych kompozycji przełamuje "Bible Black". Przez blisko półtorej minuty akustyczna gitara stanowi tło dla spokojnego śpiewu wokalisty. Czuć jednak jakieś napięcie, a utwór przeradza się wkrótce w wulkan metalowej energii - agresywne partie Dio rozbrzmiewają na tle przesterowanej gitary i potężnej sekcji rytmicznej. "Bible Black" został wybrany na utwór promujący album. Patent na połączenie spokojnego wstępu z ciężkim graniem muzycy wykorzystywali już w przeszłości, chociażby w "Children Of The Sea" i "The Sign Of The Southern Cross", którym to niestety nowy utwór - mimo wszystkich swych atutów - nie dorównuje. Dla najnowszej płyty jest jednak całkiem reprezentatywną kompozycją i to zapewne między innymi z tego powodu został wytypowany na singiel, a nie najbardziej przebojowy, lecz jednocześnie dosyć mocno różniący się od reszty "Rock And Roll Angel". Utwór ten - nie ukrywam, że będący moim faworytem na tej płycie - posiada wszystkie cechy dobrego, rockowego hitu. Dodatkowo wyróżnia go długie, początkowo spokojne, lecz z czasem rozkręcające się solo Iommiego. Tempo wzrasta nieco w "Double The Pain" - numerze, który rozpoczyna bulgoczący bas Butlera i w którym po raz kolejny otrzymujemy przebojowy refren.

Druga część płyty niestety odstaje od - sprawiającej naprawdę pozytywne wrażenie - części pierwszej. Otrzymujemy kolejne ciężkie i wolne (ewentualnie utrzymane w średnim tempie) utwory, które nie porywają jednak już tak, jak chociażby "Atom And Evil" czy "Rock And Roll Angel". Nagromadzenie kompozycji zbliżonych do siebie brzmieniowo może odrobinę nużyć. Jako numer siódmy otrzymujemy jedyny naprawdę szybki utwór na tym albumie - "Eating The Cannibals". Przynosi on odrobinę ożywienia. Bądźmy jednak szczerzy - pozostaje daleko w tyle za zabójczymi kawałkami z przeszłości, takimi jak "Neon Knights", "Die Young" czy "The Mob Rules". Warto zwrócić także uwagę na fakt pojawienia się instrumentów klawiszowych w "Follow The Tears", swoją drogą jednym z najsłabszych utworów na płycie (co nie oznacza jednak, że słabym). "The Devil You Know" zamyka rozbudowane, choć odrobinę zbyt długie, bo trwające prawie siedem minut, "Breaking Into Heaven". Nie jest to wprawdzie wymarzone zakończenie, ale zawodu także nie sprawia.

Słuchając tej płyty nie sposób nie zwrócić uwagi i nie wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy, a właściwie osobie. Jest nią wokalista Heaven And Hell - Ronnie James Dio. Słuchając jego śpiewu trudno uwierzyć, że ma on już prawie siedemdziesiąt lat! Wciąż bowiem dysponuje potężnym, mocnym głosem, a skala jego wokalnych możliwości na przestrzeni lat zmniejszyła się nieznacznie. Wystarczy porównać na przykład głos Iana Gillana z Deep Purple obecnie z tym, jak śpiewał w latach siedemdziesiątych. Istnieje ogromna różnica. W przypadku Dio tego problemu na szczęście nie ma. Wokalista jest także autorem tekstów utworów zgromadzonych na płycie. Tradycyjnie utrzymane są one w konwencji fantasy, od której Dio odszedł jedynie na krążku "Dehumanizer". Przykład - "Breaking Into Heaven" ("Wedrzeć się do nieba"). Tekst dotyczy rewolucji zbuntowanych aniołów, które zstąpiwszy na ziemię planują przejęcie nieba.

O ile muzyka zespołu kontrowersyjna nie jest, za takową należy uznać okładkę. Wykorzystany został na niej obraz norweskiego malarza Pera Oyvinda Haagensena zatytułowany "Szatan", pasujący bardziej do ozdobienia albumów kapel deathmetalowych lub blackmetalowych. Według słów muzyków jest to jednak wybór wytwórni, przez nich jedynie zaakceptowany.

Płyta "The Devil You Know" swym poziomem zbliżona jest do wydanego siedemnaście lat temu albumu "Dehumanizer", którego to stanowi muzyczną kontynuację. Zawiera dziesięć ciężkich, przeważnie wolnych utworów okraszonych bardzo dobrymi gitarowymi riffami i świetnym śpiewem Dio. Choć nie dorównuje ona ani "Heaven And Hell", ani "Mob Rules", spokojnie można nazwać ją dobrą. Tylko dobrą czy aż dobrą? W tym przypadku decyzja stanowi indywidualny wybór każdego słuchacza. Reaktywacjom zespołów po wielu latach przerwy towarzyszą zawsze wątpliwości. Płyta "The Devil You Know" pokazuje, że wszelkie obawy w przypadku tej grupy były nieuzasadnione i jednocześnie rozwiewa wątpliwości dotyczące sensu powrotu zespołu Black Sabbath jako Heaven And Hell. Warto było czekać na tę chwilę i warto zapoznać się z zawartością nowego albumu. Zawartością momentami trochę nierówną; zawartością, która może nie porywa, lecz daje jednak całkiem sporo satysfakcji ze słuchania.

Komentarze
Dodaj komentarz »
Najlepsza!
cava (gość, IP: 89.78.200.*), 2011-07-09 22:41:33 | odpowiedz | zgłoś
Kocham Black Sabbath! ale to co usłyszłem na tej płycie, przebija wszystkie płyty z Dio! To najlepsza płyta jaką stworzył Iommii i inni. Jest ciężka, ponura, smutna miażdżąca...jak dla mnie perekcyjna! To jest prawdziwa twarz Black Sabbath!!! Jak dla mnie 9,5/10, nie zgadzam się z recenzją. Płyta geniusz!, Płyta obowiązkowa dla prawiczków i dziewic heavy metalu!
Sabbath z Dio powrócił!
KingFromOzz (gość, IP: 82.139.33.*), 2010-12-05 01:58:34 | odpowiedz | zgłoś
Napiszę krótko. Słucham Sabbath od lat. Pierwsze dwie płyty z Dio + Live Evil to oczywisty kult. Albumów z Osbournem nawet nie będę doliczał bo to oczywiste. Dio wraca z Black Sabbath na Dehumanizer, płycie ciężkiej i owszem z paroma naprawdę świetnymi kawałkami -np. TV Crimes, lecz płyta jako całość to już zupełnie coś innego niż dwie pierwsze. Ciężki sound ale już nie ta klasa. Przechodząc do rzeczy - nie zgodzę się z powyższą recenzją ponieważ pułap Dehumanizer został przebity. The Devil You Know to - jak dla mnie - płyta lepsza, nie taka jak dwie pierwsze ale czuć na niej ducha dawnego Sabbath. Każdy utwór ma swój charakter a jako całość krążek może śmiało uchodzić za udany powrót do źródeł. Że to Sabbath a nie jakieś Heaven czy coś - wiedzą wszyscy fani. Płyta zamazuje tragedię z 1995 roku w postaci Forbidden i zostawia zdecydowanie korzystne wrażenie. Jak dla mnie wszystko -łącznie ze znakomitą okładką - to doskonały powrót po latach - jeżeli chodzi o skład z śp. mistrzem Dio oczywiście. Diabeł którego znacie rządzi w heavy metalu na zawsze! Pozdro dla fanów!
moc!!!
adrsz (gość, IP: 95.41.243.*), 2009-11-27 15:21:13 | odpowiedz | zgłoś
9/10 zdecydowanie lepsza niż Dehumanizer
diabeł mało straszny
Przemek2 (gość, IP: 83.175.191.*), 2009-08-03 16:48:48 | odpowiedz | zgłoś
Z całym sazcunkiem, ale Follow The Tears ze swoim diabelskim riffem we wstępie wgniata w fotel. Ogólnie zgadzam się z recenzją, płyta co najwyżej dobra, brak jakiś porywających hitów, trochę za wolna.
nie jest źle
Makary (gość, IP: 213.134.160.*), 2009-07-29 12:22:58 | odpowiedz | zgłoś
Zdecydowanie lepsza od nudnawego Dehumanizera, choć płytkom z lat osiemdziesiątych oczywiście nie dorównuje
re: nie jest źle
Pumpciuś (gość, IP: 80.55.193.*), 2018-02-27 15:15:27 | odpowiedz | zgłoś
Dehumanizer jest świetny
h&h
aliceye (gość, IP: 195.20.2.*), 2009-07-28 21:01:15 | odpowiedz | zgłoś
jest bardzo dobra
sama kwintesencja muzyki
MT (gość, IP: 77.254.149.*), 2009-07-27 08:28:11 | odpowiedz | zgłoś
Czekałem na taką płytę. Już bardzo mało zespołów tak nagrywa. Jak wino - im starsze tym lepsze. Majstersztyk. 9/10. Czekam na następny koncert oraz płytę.
Znakomity album
starbreaker (wyślij pw), 2009-07-26 16:10:05 | odpowiedz | zgłoś
Płyta jest świetna, nie zawiodłem się na Iommim i Dio - stary, dobry klasyczny metal bez żadnych "nowoczesności" i udziwnień - pierwsza klasa! Jak dla mnie: 9/10.
Świetna płyta, majestatyczna
Odin (gość, IP: 83.20.75.*), 2009-07-25 11:40:01 | odpowiedz | zgłoś
takiej oczekiwałem, i się nie zawiodłem. U mnie 8/10.

zdr.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (528 głosów):

 
 
79%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Sepultura "A-Lex"
- autor: Piter_Chemik

Alter Bridge "Blackbird"
- autor: tjarb

Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk

Amorphis "Silent Waters"
- autor: Norveg

Budgie "You're All Living In Cuckooland"
- autor: Meloman

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?