zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 23 grudnia 2024

recenzja: Hawkwind "Astounding Sounds, Amazing Music"

7.07.2009  autor: Tomasz Pastuch
okładka płyty
Nazwa zespołu: Hawkwind
Tytuł płyty: "Astounding Sounds, Amazing Music"
Utwory: Reefer Madness; Steppenwolf; City of Lagoons; The Aubergine That Ate Rangoon; Kerb Crawler; Kadu Flyer; Chronoglide Skyway; Honky Dorky; Back on the Streets; Dream of Isis
Wykonawcy: Robert Calvert - wokal; Dave Brock - gitara, instrumenty klawiszowe, wokal; Nik Turner - flet, saksofon, wokal; Paul Rudolph - gitara, gitara basowa; Simon King - instrumenty perkusyjne; Simon House - instrumenty klawiszowe, skrzypce; Alan Powell - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Charisma Records
Premiera: 1976
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Hawkwind, po kosmicznych wojażach, zbliżył się na niewielką odległość do naszej planety i stworzył kolejne zaskakujące dzieło. Zresztą, jak sugeruje umieszczony na okładce albumu podtytuł "Thrilling Stories About Science And Fantasy" - nadal mamy do czynienia z jakąś bliżej nieokreśloną pozaziemską mocą.

Następca "Warrior of the Edge of Time" to naprawdę niezła mieszanka stylów muzycznych. Wszystko jest nadal utrzymane w tej samej konwencji, co poprzednie płyty, aczkolwiek momentami nieśmiało wychodzi poza ramy space rocka. Zespół serwuje nam dwa smakowite kąski "Chronolide Skyway" i "City of Lagoons", kojarzące się z "Follow My Dream" rodzimego SBB. Pomimo że z zespołem pożegnał się Lemmy Kilmister, który nadawał trochę ostrości muzyce, możemy usłyszeć hardrockowe dźwięki w postaci "Kerb Crawler" czy "Back on the Streets". Muzycy decydują się również na bardziej transowe kompozycje, jak chociażby rozpoczynający album "Reefer Madness" czy "Steppenwolf" z bardzo przyjemną dla ucha gitarą basową. W podobnych klimatach utrzymane są "Honky Dory" oraz "Dream of Isis". Wnioskując po tytule nie sądzę, że muzycy komponując ten utwór, mieli na myśli jedną z uczestniczek niedawnej "Eurowizji". Chociaż biorąc pod uwagę historie związane z ich upodobaniami do różnorakich środków oszałamiających, wszystko jest możliwe. Natomiast raczej pewne jest to, że psychodeliczne "The Aubergine That Ate Rangoon" oraz "Kadu Flyer" są właśnie wynikiem zażywania różnych bajkowych substancji. Zresztą dużo ciekawych faktów na ten temat można znaleźć w autobiograficznej "Białej Gorączce" lidera Motorhead. Dobra, wracamy do muzyki. O ile pierwszy z tych dwóch utworów jest jakby z poprzedniej dekady, nawiązując bardziej do Vanilla Fudge, o tyle drugi przenosi słuchaczy na moment gdzieś w okolice Bliskiego Wschodu. Wszystko za sprawą specyficznej melodii oraz użytych fagotów i obojów.

Na koniec trochę o minusach płyty. A właściwie tylko jednym. Irytującą dla mnie rzeczą są wszelkiego rodzaju przerywniki, melorecytacje i dźwięki o niewiadomym pochodzeniu. I niestety tych błędów, jakże charakterystycznych dla tamtej epoki, nie wystrzegł się Hawkwind. Chaotyczne rozmowy na koniec "Reefer madness" lekko psują całkiem udaną kompozycję. Podobnie jest z początkiem "Chronoglide Skyway". Zresztą takie akcenty mamy na "Warrior on the Edge of Time". Jednak minusy te nie przysłaniają aż tak bardzo plusów "Astounding Sounds, Amazing Music". Nadal mamy do czynienia z podobnymi klimatami, jak na poprzednich albumach, tylko tym razem oprócz kosmicznych i nieziemskich mocy album wypełnia lekkość spod znaku "Dark Side of the Moon" czy "Wish You Were Here" Floydów.

Komentarze
Dodaj komentarz »