- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Haste "The Mercury Lift"
"The Mercury Lift" to trzecia płyta (po "When Reason Sleeps" oraz "Pursuit In The Face Of Consequence") płyta amerykańskiego Haste. Muzyka prezentowana na nowym albumie bardzo wyraźnie wpisuje się w stylistykę nowoczesnego metalu. Pomysł na granie, jaki przyszedł do głowy chłopakom z Alabamy nie jest w żadnym wypadku nowy ani zaskakujący i wiele kapel próbuje go wcielić w życie: chodzi mianowicie o połączenie ostrych i ciętych riffów oraz morderczych wokali z partiami melodyjnymi. Nie jest to odkrycie Ameryki, nieprawdaż?;). Oczywiste, że w tej sytuacji wszystko zależy od proporcji, jaki dany zespół sobie wymyśli zastosować, a potem - od umiejętności przekucia pomysłów w dobrze brzmiącą i ciekawie zaaranżowaną muzykę.
I patrząc z tej strony Haste wypada naprawdę dobrze. Pomysł jest wyraźnie zarysowany i konsekwentnie realizowany: mała ilość ekstremalnie ciężkich i morderczych partii oraz duża ilość bardzo melodyjnych fragmentów. Partie ostrzejsze są naprawdę ciekawym i udanym miksem death metalu oraz thrashu z nowoczesnym brzmieniem a la Killswitch Engage (początek "Will All The Pride Dignity Of A Drowning Swimmer") czy Shadows Fall. Te energetyczne kopniaki pojawiają się raczej na krótko, często znienacka, i dzięki temu szczególnie mocno kontrastują z partiami spokojniejszymi, które są bardzo rozbudowane i chwilami wręcz klimatyczne. Zróżnicowanie to pogłębia gra gitar oraz wokale, na przemian melodyjne i drapieżne - wyśpiewywane odpowiednio przez Chrisa Mosleya (maniera i barwa kojarzy mi się niezmiennie z Billie'm Joe Armstrongiem z Green Day) i Kelly'ego Reavesa. Na osobne wspomnienie, a nawet na wskazanie z trzema wykrzyknikami zasługuje Brandon Thrasher, który daje tu rewelacyjny pokaz gry na basie ("Evidence Of A Wasted Ink", "The Rescued", "Stutter", "Force Is Always An Option"). W efekcie na "The Mercury Lift" mamy echa, wspomnianych, już KSE czy SF wzbogacone wielką dawką melodii, która z kolei nasuwa skojarzenia z takim na przykład Stuck Mojo. Oczywiście w poszczególnych numerach mamy granie albo ostrzejsze ("A God Reclaims His Throne", "Force Is Always An Option", "Revenge Tastes Like Blood & Broken Teeth") albo łagodniejsze ("Evidence Of A Wasted Ink", "Stutter", "Houdini Lost His Key"), więc słuchanie upływa przyjemnie i nie powoduje różnych dziwnych skutków jak chociażby uśnięcie ;). Wręcz przeciwnie: od rozpoczynającego krążek "With All The Pride & Dignity Of A Drowning Swimmer", przez spokojne "Houdini Lost His Key", znakomite "The Death Of Stars Like The Sun" oraz najostrzejsze na płycie "A God Reclaims His Throne", aż po dynamiczne "Stutter" i "Revenge Tastes Like Blood & Broken Teeth" albumu słucha się świetnie.
I właściwie jedyną uwagą byłoby to, że co poniektóre kawałki można by nieco bardziej rozbudować, gdyż są one po prostu zbyt krótkie (dla obrony można powiedzieć, że za to tytuły są długie ;)) i w związku z tym - nie do końca "wygrane". No i jak na mój osobisty gust troszkę za dużo jest tych zwolnień i chwilami aż by się chciało, żeby Haste przywalił decybelami po uszach... a tu nic...
Podsumowując płyta zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, bo sugerując się nazwą kapeli ("haste" oznacza "pośpiech, nierozwagę") spodziewałem się mało przemyślanej sieczki, w stylu "nieważne co gramy, ważne aby szybko, głośno i do przodu". Tymczasem "The Mercury Lift" okazało się naprawdę bardzo ciekawą pozycją (choć ósemka jest minimalnie naciągana). Oby więcej takich miłych zaskoczeń...
Materiały dotyczące zespołu
- Haste