- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: P J Harvey "Stories From The City, Stories From The Sea"
Poprzednią płytę P J Harvey, "Is This Desire?", wielu uznało za jeden z najważniejszych albumów 1998 roku. Wypadało tylko przychylić się do tej opinii, gdyż był to naprawdę album niezwykły, łączacy nowoczesne brzmienia z typowo amerykańskim, gitarowym graniem, ze świetnymi tekstami i odważną często produkcją ("Joy").
Na "Stories From The City, Stories From The Sea" P J wraca do zawsze bliskiego jej tradycyjnie rockowego instrumentarium. Kawałki nie są już tak zróżnicowane, wszystkie dają się sprowadzić do wspólnego mianownika, wpisują się w nurt reprezentowany od lat przede wszystkim przez Patti Smith (wystarczy posłuchać choćby "Good Fortune" czy "This Is Love"). Album rozpoczyna fajne, energetyczne "Big Exit" - zwracamy uwagę na dość jednostajny rytm, charakterystyczną, rozkrzyczaną i dość "wysoką" manierę wokalną Harvey oraz fajną zabawę z dynamiką - zwolnienie tempa w środku utworu. Jedną z najbardziej chwytliwych piosenek w tym zestawie jest następna na płycie "Good Fortune" - w telewizji, jako klip jakoś nie zrobiła na mnie wrażenia, za to z płyty po prostu zachwyca. P J i zespół zwalniają tempo w "A Place Called Home", gdzie niezły efekt dają nakładki kilku ścieżek z wokalem. Pozornie prosty, a jednak jakże piękny, jak zwykle w przypadku tej artystki, poetycki tekst przynosi "One Line":
Obserwuję z wysokiego muru
Naszą walkę na ulicach
Cały świat poszedł na wojnę
Wszystkim, czego dziś potrzebuję, jesteś Ty
I dziś narysuję linę
Od mojego serca
Do Twojego
Ona nas ochroni
Akustycznie i trochę balladowo robi się w "Beautiful Feeling", lecz spokój zakłóca następny kawałek "The Whore Hustle And The Hustlers Whore" - wyznanie pełne rozpaczy, podszyte coldwave'owym niepokojem, znów z tym "wysokim", histerycznym śpiewem Harvey. Balladowo robi się jeszcze w "Horses In My Dreams" i przepięknym "We Float", z całkiem optymistycznym wyznaniem w refrenie:
Ale pewnego dnia wzniesiemy się wysoko
I zaakceptujemy życie takie, jakim jest
W ogóle warto wczytać się w to, co artystka chce nam powiedzieć na tym albumie, bo z pewnością nie są to jakieś banalne bzdury serwowane nam przez gwiazdki pop (vide pozornie znów prosty tekst do "You Said Something"). Najostrzejszy kawałek to "Kamikaze" (fajne gitary), zaś chyba najbardziej zapada w pamięć zaśpiewany przez Thoma Yorke'a z Radiohead "This Mess We're In", gdzie rola P J Harvey ogranicza się prawie tylko do melorecytacji.
Dobra rockowa płyta dla myślących i takich, którym nie wystarcza jedno przesłuchanie.