- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Harms Way "Oxytocin"
Debiutancki album Harms Way wypełniony jest ciężkim, stonerowym, trochę psychodelicznym graniem. Ołowiane gitary, podbite partie basu, senny głos i niemal namacalnie narkotyczny nastrój składają się na takie utwory jak "As Time Goes By" czy "Move Your Face". Ale panowie lubią też kombinować z dynamiką. Tak jest w "High Becomes Low" - nieśpieszny, rozwleczony z początku utwór niespodziewanie ostro nabiera tempa pod sam koniec, atakując miażdżącymi bębnami. Jakiś czas potem nisko nad głowami przelatuje bombowiec pod nazwą "Tsunami". Szybkie, hałaśliwe "Million Ways" i "Prime Time" porażają hardrockową energią, a "9 out of 10" świetnie stopniuje napięcie i zwodzi melodyjnymi chórkami.
"Oxytocin" przywołuje ducha Kyuss oraz innych wielkich stonerowego nurtu. Jednak płyta Harms Way to nie tylko podróż sentymentalna w rejony kalifornijskich pustyń, ale także przyzwoicie zrealizowany kawał soczystego grania, bez problemu odnajdującego się we współczesnych czasach.