- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Hail Spirit Noir "Oi Magoi"
Jadę sobie jadę przez te piękne polskie krajobrazy. W radiu wciąż nadają o władcy pokoju, który ponoć kiedyś dmuchał żabę, równolegle zastanawiam się, czy akompaniament pochodzi od drążków stabilizatora, czy innego cholerstwa. Jak dojadę, to się oderwę od tej przyziemności. Zażyję magii. Mam już bowiem nowy album Hail Spirit Noir - "Oi Magoi".
Już zażyłem, teraz słów kilka. To druga płyta Greków. Uwagę zwraca już okładka, na której rękę unosi wymalowany wokalista i gitarzysta grupy - Theoharis. Ciało malowała mu Natasa Karantoni. Pewnie łaskotało jak diabli. Warto się było poświęcić, bo okładka spełnia swoją rolę znakomicie. Właściwa zawartość albumu natomiast już nie tylko przyciąga ucho, ale i nie daje o sobie zapomnieć. Mamy tu skąpany w psychodelii progrock nawiązujący do muzyki z lat 60 i 70, po którym hasa kukła diabła, w którą ktoś lub coś tchnęło życie. Tak więc XXI wiek już leci w najlepsze (może w najgorsze?), a ta muzyka nie cuchnie stęchlizną.
"Oi Magoi" zawiera nieokiełznane kompozycje, w których słychać, że z jednej strony kształtowały się w trakcie jammowania, a z drugiej są tu przecież pomysły, których genezy można się doszukiwać przypuszczalnie w sennych majakach głównego autora muzyki, czyli obsługującego syntezatory Harisa. Są muzyczne chaszcze gęste i z kolcami, ale nie brak w nich kwitnących pięknych melodii. Mnóstwo ciekawych detali niezgubionych w miksie (Dimitris Douvras z "Lunatech Studios", mastering zaś robił Jens Bogren w "Fascination Street Studios") cieszy ucho. Album jako całość ma nienużący przebieg, w którym agresja i blackowe wyziewy dopełniają się z progrockową, nierzadko karmazynową w odcieniu, muzyczną lubieżnością.
Wadą krążka jest to, że części blaściarskie - chodzi o "Satyriko Orgio (Satyr's Orgy)" - brzmią za cienko. Jest słabiej niż np. w otwierającym poprzednią płytę tej kapeli kawałku "Mountain of Horror". Szkoda, że zespół założył sobie kajdanki vintage brzmienia w tych najagresywniejszych momentach. Jednak ogólnie rzecz biorąc, jeśli ktoś ceni debiutancki album Hail Spirit Noir, pt. "Pneuma", to nową płytę też doceni, bo jest jeszcze ciekawsza, a pod względem wokalnym wyraźnie lepsza.
Są na "Oi Magoi" utwory wyśmienite. "Demon For A Day" to hicior płyty. Prosty, zajebisty riff, chwytliwy zajebisty refren z melodyką, której Vladimir Cosma by się nie powstydził, sola zajebiste, ...wszystko zajebiste. Z innej bajki jest "The Mermaid". Mitologiczna syrena kusi, aż w końcu obezwładnia i posyła na dno (genialnie zawieszony koniec). Usłyszeć ten numer w wersji koncertowej - to by był eargasm. Wreszcie tytułowy "Oi Magoi" - trochę ponad pięć minut muzyki nie z tego świata. Tylko tyle czy aż tyle? Posłuchaj i zadecyduj.
Nagrywając takie płyty, jak "Oi Magoi" Hail Spirit Noir, z premedytacją czy nie chcący, zostałby wielkim zespołem. Nie zostanie nim jednak, bo Grecy są zbyt leniwi, żeby ruszyć dupę i pojechać w trasę. Niech jednak wyłysieję do wiosny, jeśli jest kapela, która lepiej nadawałaby się do stworzenia ścieżki dźwiękowej na potrzeby inscenizacji "Mistrza i Małgorzaty". Czy trzeba lepszej rekomendacji?
Póki co słyszę, że sporo fajnych smaczków niczym w King Crimson, Peter Hamill, Van Der Graaf Generator, Rush czy nawet Dream Theater, Legendary Pink Dots i Porcupine Tree a tego black metalu (małe epizody w stylu starego Mayhem, Samael czy może i Marduk - na czasie bardziej będzie Megakruk w temacie:))mało jest i chyba dobrze, gdyż to fajnie się ze sobą zlewa a z drugiej strony jest awangardową skrajnością dla takiego progresywno, psychodeliczno art grania w stylu lat 60 i 70. szczególnie.
Grają na bardzo wysokim poziomie muzycznym ale zupełnie nie dla mnie. Tych tekstów zwyczajnie nie mogę słuchać. Z kapel z "hail" na początku wolę Hail of Bullets (inne granie)