- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Steve Hackett "Darktown"
"Darktown" należy słuchać w całkowitym skupieniu. Tylko wtedy można odkryć i należycie docenić jego głębię. Album nie prezentuje się okazale w codziennym zgiełku. Dla słuchającego jednym uchem może się wydawać monotonny i nudny. Ale to nic innego jak mylne wrażenie!
Weźmy dziewiąty "z brzegu" przykład - "Jane Austen's Door". Z pozoru zwykła spokojna piosenka, jednak okraszona bajecznie piękną gitarą, która odzywa się dwa razy. Druga jej partia, kończąca utwór, jest wprost cudowna. Będzie to wtórne, jeśli napiszę, że Hackett znowu odprawia tajemnicze obrzędy nad sześciostrunowym instrumencie, zmuszając go nieomal do płaczu. Przypominam, że ten pan grał kiedyś w Genesis. Wystarczy? Jeśli nie, to proszę posłuchać "Twice Around the Sun". Piękna muzyki malowanej fantazją u nas dostatek...
Teraz będzie o klamrach, czyli utworach pierwszym i ostatnim. Obydwa różnią się od siebie zasadniczo. Posiadają jednak cechę wspólną: to ładunek emocji w nich zawarty. Fragment numer jeden to dynamiczny i jakby pogański (za cholerę nie potrafię sprecyzować o co mi chodzi...) "Omega Metallicus". Niesamowita dawka emocji na dobry początek. Klamra zamykająca to znany z eteru "In Memoriam" o sile rażenia godnej wielkich rockowych monumentów przeszłości. Pojawiły się swego czasu głosy, iż to nowe "Epitafium"... Utwór wbija się w uszy niczym zastrzyk smutku. Jednak jest to smutek, który koi i spowija duszę ciepłym szalem. Muzyka za burtą! Przygarnijcie ją do siebie!
"Płyta pochodząca od kogoś, kto potrzebował opowiedzieć skrywane głęboko w sobie przeżycia. Jest jak egzorcyzm, poprzez momenty najokropniejsze, aż do wspomnień najbardziej umiłowanych."
To nie moje słowa, ale przytaczam je, gdyż idealnie podsumowują "Darktown". Nic dodać, nic ująć. Dziękuję.