zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 24 listopada 2024

recenzja: Godkiller "The End Of The World"

14.09.2001  autor: grisnir
okładka płyty
Nazwa zespołu: Godkiller
Tytuł płyty: "The End Of The World"
Utwory: The End Of The World; The Inner Pain; Down Under Ground; Following The Funeral Path; Day Of Suffering; Nothing Left But Silence; Still Alive; Waste Of Time; De Profundis
Wykonawcy: Duke Satanael - instrumenty klawiszowe, programowanie, wokal, sample, gitara, gitara basowa
Wydawcy: Wounded Love Records
Premiera: 1998
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

"Open the gate
Feel the wind
Of devastation
Of desolation
Blows like the breath of a thousands vultures
Wheeling above your head
(...)
It smells like death
It smells like past
Like two thousands years
Like a millions of dead man
It smells like the End of the World"

Tymi słowy rozpoczyna się (do 6. wersu) i kończy (cała reszta) pierwszy, tytułowy kawałek drugiej płyty niesamowitego i z każdym nowym albumem zaskakującego Godkiller. Gdyby każdy metalowy zespół nagrywał dzieła o klasie chociaż zbliżonej do tego, metal rządziłby muzycznym rynkiem, a nazwiska wykonawców byłyby wypowiadane z namaszczeniem i pobożną czcią, tak, jak filtruje się w pamięci każdy dźwięk, destyluje każde wypowiedziane bądź wykrzyczane słowo i przywołuje do świadomości treść całego albumu, zastanawiając się przy tym z podziwem: kim jest ten nawiedzony boskimi siłami koleś z Monako. Tak bywa w przypadku niezaprzeczalnego geniuszu, jakim popisał się Duke podczas pracy nad "The End Of The World". Ale czymże charakteryzuje się ta płyta i odróżnia od setek innych, co takiego w sobie ma, skoro tak fanatycznie ją zachwalam? - pomyślicie. Spieszę z odpowiedzią.

Pierwszym i zasadniczym przejawem wielkości owego albumu jest koncept, idea, która swoją bezpośredniością, swoją miażdżącą prostotą i podążającą za tematem tejże falą depresji, potrafiącą uderzyć i strącić z wyżyn optymizmu niejedno ufne i zatopione w nadziei serce, powala i nie pozwala się podnieść przez długi czas. Co za tym idzie, również sam klimat tej płyty jest zabójczy, bynajmniej nie lekki, lecz również nie za ciężki, nie przygnębiający na dłuższy czas, jak również nie pozwalający traktować życia z nadmierną czcią. Ni mniej, ni więcej - jak odczucie towarzyszące, gdy myślimy o naszym ostatnim oddechu, ostatnich słowach i następującym wiecznym, i wiecznie pożądanym spoczynku. Atmosfera tej płyty jest po prostu kapitalna. Przejdźmy do meritum niniejszej recenzji - opisie samej muzyki i ciężkich wokali Duke'a. I jedno, i drugie dotrzymuje kroku zarówno tematyce jak i ogólnemu klimatowi płyty, obydwa elementy są świetnie wyważone i dobrze do siebie pasują. Mroczne, odrobinę (ale tylko odrobinę!) growlowe krzyki, zimne (choć nie tak, jak na następnej płycie) i momentami lekko agresywne; jak również spokojne, chłodno cedzone słowa (kwestia w "Following the Funeral Path", mówiona na bez cienia nadziei i wiary w jakiekolwiek jutro, dosłownie morduje...) bądź melodyjny, autentyczny śpiew Duke'a (patrz: fenomenalny ostatni kawałek), cudownie i niesamowicie trafnie oddają tematykę płyty. A wszystko to przy akompaniamencie klawiszy, które nieraz dodają niepowtarzalnego i bardzo charakterystycznego tła; dobranych w mistrzowski sposób gitar i basów, utrzymanych w ciężkich i dołujących melodiach, wraz z klawiszami w dużej mierze stanowiących o wielkości tego dzieła; oraz w końcu automatu perkusyjnego, szybkiego i współgrającego z całością. Efekt końcowy jest do przewidzenia: wyekstraktowana i destylowana, czysta, niczym nie skażona ekstaza.

W końcu - ostatnie moje słowa dotyczące tego świetnego albumu, mające rozwiązać problem: kupić czy nie kupić? Wydać te 50 złotych na 9 kawałków czy nie? Zainwestować, czy olać sprawę, pozwalając gnić geniuszowi w odmętach niepamięci i ignorancji? Cóż, nie spodziewajcie się obiektywnej opinii: pewnie, że kupić! Bez cienia wątpliwości - absolutnie zainwestować! Taki jest urok niestety mało znanych i stawianych niżej niż komercyjne < cenzura> (autocenzura - red.) zespołów - potrafią całkiem znienacka, z zaskoczenia i bez jakiegokolwiek uprzedzenia uderzyć, wydać płytę o całą klasę przewyższającą albumy grup znanych i zalatujących komercją. Zadziwiającemu Godkiller udało się to dwa razy z rzędu - najpierw eksplodując nie-boskim "The End Of The World", następnie umiejętnie rozwijając własny talent na "Deliverance". Stąd też moje naprawdę już ostatnie wynurzenie - drugie dzieło Duke'a bezapelacyjnie warte jest tych 50 złotych i stając w obliczu moralnego dylematu, kaleczącej, psychicznej rozterki: kupna tegoż bądź wydania tych pieniędzy na 10 złotych piw, kuszących swą barwą spragnionego wędrowca, zdecydowanie i mimo wszystko polecam tę pierwszą alternatywę... Duke pokazał klasę, pozostaje tylko dać się jej ponieść.

"How time flies
How years go by
I'm bleeding

Watch us laugh at the wind
Our fate is sealed
I'm bleeding..."

Komentarze
Dodaj komentarz »
utwór Stay Alive
raziel112 (gość, IP: 83.5.150.*), 2008-07-30 20:58:48 | odpowiedz | zgłoś
Co mnie rozwaliło na kawałki na tym albumie (prócz atmosfery) to cytaty w utworze Stay Alive z Blade Runnera Scotta ,które są wplacione genialnie.
p.s.jestem fanatykiem tegoż filmu:)

Oceń płytę:

Aktualna ocena (49 głosów):

 
 
69%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?