- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Genesis "...Calling All Stations..."
Nowa płyta Genesis bez Phila Collinsa!? Tak! I nie dajmy sobie wmówić, że odszedł najważniejszy członek zespołu. To tylko powierzchowna opinia, układ sił w zespole był nieco inny. Od odejścia Petera Gabriela liderem był i będzie Tony Banks. Lider został i wraz z Rutherfordem i Wilsonem - nowym wokalistą - nagrali album "Calling All Stations". Spośród wielu konkurentów, głos Raya Wilsona najbardziej pasował do charakterystycznego brzmienia Genesis, a skojarzenia z głosem Petera Gabriela wydają się nadzwyczaj trafne.
Zespół postanowił odejść od zwartych i przebojowych kompozycji charakterystycznych dla Genesis lat 80-tych. Tutaj powraca do czasów, kiedy w jednym utworze pojawiało się co najmniej dziesięć muzycznych tematów. Tak jak na płytach "Lamb Lies Down On Broadway" i "A Trick Of The Tail", również i tutaj więcej jest urozmaiconej warstwy aranżacyjnej niż przebojowej melodii. Zwracają uwagę czarujące brzmienia instrumenów Banksa w "There Must Be Some Other Way" i "One Man's Fool". Gitara Rutherforda brzmi na "Calling All Stations" ostro, wręcz hardrockowo ("The Dividing Line"). Już sam początek - utwór tytułowy - najlepiej pokazuje nam zmiany, jakie zaszły w muzyce Genesis. Mamy tu dawno nie słyszane ekspresyjne gitarowe sola. Nie brak na płycie interesujących ballad, kojarzących się z solowymi dokonaniami Banksa ("Uncertain Weather", If That's What..."), czy grupy Mike & The Mechanics ("Shipwrecked", "Not About Us"). Bez wątpienia najważniejsze jest to, że mimo zmian to ciągle jest muzyka Genesis.
Nie ma siły, Banks, Rutherford i Wilson nagrali jeden z najciekawszych albumów roku 1997 i jeden z najciekawszych w swojej dyskografii. Wspaniałe, że ci kilkudziesięcioletni panowie nadal mają nam coś intrygującego do powiedzenia, a to że świat się na tym nie poznał... Cóż, muzycy Genesis są przyzwyczajeni do podejmowania wyzwań i miejmy nadzieję, że niedługo posłuchamy ich następnego dzieła.
Ale C.A.S. jest świetna, bardziej gitarowa !
Materiały dotyczące zespołu
- Genesis