- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: The Gathering "How to Measure a Planet?"
Nowemu materiałowi holenderskiej formacji towarzyszyły recenzje mówiące o zmianie brzmienia zespołu. I rzeczywiście, wiele się zmieniło od czasu "Nighttime birds" i mojego ukochanego "Mandylion". Muzyki THE GATHERING '98 nie można już chyba określić mianem metalu. "How to measure a planet?" to płyta bardzo progresywna, spokojna i refleksyjna (choć nie pozbawiona żywszego "przykopu"), przesycona zaiste kosmiczną atmosferą.
THE GATHERING zawsze korzystało z elektronicznych brzmień, za to w sposób, można powiedzieć, subtelny i nie narzucający się. Na "How to..." zespół poszedł dalej, czyniąc z nich element wszechobecny. Zostało to jednak uczynione konsekwentnie (moim zdaniem daje to duże lepsze wrażenie, niż podobna "rewolucja" brzmieniowa MY DYING BRIDE z nowej płyty "34,788%...") - tak, że album stanowi jedną porywającą całość. Mogę śmiało powiedzieć "porywającą", gdyż słuchając tego materiału w spokoju nocy naprawdę zapomniałem się i dałem "ponieść w Kosmos"!
Jeśli chodzi o poszczególne utwory (muszę przy tym zaznaczyć, że wersja kasetowa, którą posiadam jest względem limitowanej wersji CD uboższa o 2 kawałki: "South american ghost ride" i "Illuminating"), dominują powolne, choć niekoniecznie spokojne utwory ("Frail (you might as well be me)", "Red is a slow colour" czy imponujący, niemal półgodzinny instrumentalny utwór tytułowy) oraz "eksperymentalne" szybsze utwory o lekko industrialnym posmaku ("Great ocean road", "Liberty bell", "Probably built in the fifties"). Trzeba jednak zauważyć, że nawet w tych kawałkach typowo metalowy przester gitar ustępuje bardzo często miejsca lżejszym, sfuzzowanym brzmieniom. W wielu zaś utworach gitary praktycznie wcale nie występują, a jeśli - to akustyczne (np. "My electricity").
Jedynym negatywnym wrażeniem, jakie odniosłem jest to, iż wspaniały głos Anneke van Giersbergen jest mniej wyeksponowany niż na poprzednich płytach. Na "How to..." rzadziej ukazuje w pełni swoją siłę, będąc często przyćmiewany brzmieniem gitar lub syntezatorów, a w "Probably built in the fifties" sam nawet jest poddany lekkiej elektronicznej obróbce.
Refleksyjne teksty, napisane w całości przez Anneke, są w większości osobiste, traktujące o uczuciach. Od całości odróżnia się trochę "Liberty bell", owszem, mówiący o uczuciach, lecz tych towarzyszących oderwaniu się od ziemi i podróży kosmicznej.
"How to measure a planet?" jest pięknym, fascynującym, choć dość nietypowym i "otwartym" albumem. Mogę go śmiało polecić zarówno wielbicielom dawnego stylu THE GATHERING (do którego grona sam się zaliczam), jak i poszukującym nowych wrażeń muzycznych (a może nawet nie tylko...).