- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Gamma Ray "No World Order"
Niemcy lubią patos i rycerzy. Tam power metalowych grup jest jak mrówek w amazońskiej dżungli albo jak karaluchów w bloku. Wysokie głosy wokalistów wciąż są tam w cenie i chociaż ktoś powiedział, że takie śpiewanie brzmi śmiesznie i pretensjonalnie (pewnie rzekła to jakaś natchniona Sztuką dziewczynka), to fani heavy metalu nic sobie z tego nie robią, wciąż słuchając opowieści z gatunku Magii i Miecza. Kim jest Kai Hansen i co ten człowiek zrobił dla heavy metalu, informować nie trzeba, "No World Order" jest ósmym pełnoczasowym krążkiem Gamma Ray i wciąż przypomina o starej, post-helloweenowskiej szkole grania. Heavy metal, jako dziedzina muzyki, zawsze był przeciwny dekadencji, niczym stare pieśni bojowe, budził zapleśniałego, schowanego gdzieś głęboko ducha rycerskiego. Kazał wyciągać stare miecze od dziadka i przejeżdżać obok pobliskiej stadniny koni, aby pomarzyć o szaleńczej jeździe na którymś z ognistych rumaków używanych do hippoterapii.
Tym razem rycerz powinien porządnie naostrzyć oręż i bardzo mocno spiąć rozhukanego konia, bo i muzyka, którą zawiera "No World Order" potrzebuje specjalnego potraktowania. Tak ostro Hansen jeszcze nie łoił! Gitary brzmią soczyście, thrashmetalowo, co słychać chociażby w utworach "The Heart Of The Unicorn" oraz "Eagle". Wokal Hansena nieraz zbliża się do maniery Roba Halforda, przez co niektóre piosenki mogą kojarzyć się z nieśmiertelnym "Painkillerem". W odróżnieniu od poprzedniej płyty "Power Plant", tutaj jest mniej przestrzeni, dominuje przede wszystkim gitarowy zgiełk; mniej jest klawiszowych plam i spokojniejszych fragmentów. Jedynie na koniec możemy usłyszeć ładną balladę "Lake Of Tears".
Jednak bez obaw, Gamma Ray nie zmienił jakoś radykalnie swojej muzyki, poza ostrzejszym brzmieniem, to wciąż podobne, nieraz kojarzące się z Queen, harmonie wokalne, podobna konstrukcja utworów i szalenie melodyjne refreny, które w łagodniejszych aranżacjach zrobiłyby furorę na proszonych obiadkach u teściowej (jeśli ktoś posiada powyższą) lub na spotkaniu oazowym.
Gamma Ray jednak to nie oaza, czy poetyka proszonych wieczorków, to heavy metal, jakiego nigdy nie jest za wiele. Zagrany lekko i przebojowo, z ogromną energią i pasją, bez niepotrzebnych i przypadkowych dźwięków, tak jak tylko Hansen i spółka potrafią.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Helloween "Keeper Of The Seven Keys Part II"
- autor: Comeill
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Blind Guardian "Nightfall in Middle-Earth"
- autor: Rafał "Negrin" Lisowski
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu