- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Flotsam and Jetsam "My God"
My God! Jak chce się człowiekowi żyć, kiedy istnieją takie kapele jak Flotsam And Jetsam i wydają takie płyty. Kiedy po pierwszych taktach możemy rozpoznać, kto gra, ponieważ styl, który zespół sobie wypracował, jest oryginalny i niepowtarzalny. Od czasów "Cuatro" grupa zerwała z typowym thrashowym graniem, zaczynając poszukiwania w bardziej depresyjnych rejonach. I chociaż płyty "High" i przedostatnia "Unnatural Selection" starały się powracać do starego grania, robiąc to oczywiście w nowocześniejszy sposób, to nowe wcielenie Flotsam And Jetsam ujęło mnie przede wszystkim smutkiem, który emanuje z ich muzyki.
Takie utwory jak "Wading In The Darkness" z "Cuatro" czy "Poet's Tell" z "Drift" wylądowały gdzieś w moich prywatnych listach ulubionych kawałków. "My God" jest płytą, która wraca znów do smutnych nastrojów. Rozpoczyna się szybkim, thrashowym "Dig Me Up To Bury Me", ale już w następnych utworach zaczną pojawiać się bardziej przestrzenne brzmienia. Spokojne, utrzymane w niepokojącej atmosferze canta będą kontrastować z dynamicznymi, agresywnymi refrenami. Niektóre momenty "My God" przypominają utwory z "Drift", dzięki podobnemu brzmieniu gitar i pokrewnemu nastrojowi. Jak wspomniałem, ostatni album Amerykanów przynosi raczej depresyjną, klimatyczną muzykę, jednak pełną dynamiki i siły. Wściekłość i agresja istnieje tu połączona z bezsilnością i smutkiem. Ostre kawałki, takie jak "Dig Me Up...", czy "Camera Eye" kontrastują z łagodniejszymi "Trash" lub "Nothing To Say", w których ciężkie riffy łączą się z rozmytym, psychodelicznym brzmieniem gitar. Jest to granie, które wzbudza emocje, tworzy atmosferę, której łatwo się ulega, dlatego takie płyty mogą istnieć tylko jako całość, nie zaś w pojedynczych utworach, które same nie oddadzą całego bogactwa, które kryje się na "My God". Bogactwa ukrytych w dźwiękach uczuć i emocji, granych z pasją i prawdziwym zaangażowaniem. Pewnym zaskoczeniem może być ostatni, instrumentalny utwór "I-A-M-H", w którym pojawiają się elektryczne skrzypce, a po paru minutach ciszy słyszymy akustyczną wersję "Trash".
Flotsam And Jetsam nie musi oglądać się za nowymi fanami, bo zna swą wartość i, jak to śpiewał Wojciech Młynarski, "robi swoje".