- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Flotsam and Jetsam "Doomsday for the Deceiver"
Pomimo odpowiedniego stażu, Flotsam and Jetsam pod względem dyskografii nie załapał się na bycie jedną z pierwszych kapel w historii amerykańskiego thrash metalu. Przed jego fonograficznym debiutem po jednym lub dwa albumy zdążyły wydać już m.in. zespoły Slayer, Anthrax, Dark Angel, Megadeth, Exodus i Overkill, a cztery miesiące przed "Doomsday for the Deceiver" ukazał się przełomowy "Master of Puppets" Metalliki. Nie oznaczało to jednak stylistycznego zacofania ani słabszego rozwoju Ruin i Szczątków - jak by można przekładać za jednym z polskich tłumaczy książek J.R.R. Tolkiena zaczerpniętą z jego prozy nazwę grupy. Przeciwnie - zespół miał szansę bazować na doświadczeniach kolegów.
Warto zaznaczyć, że kwintet napisał muzykę sam i nie zamieścił na albumie coverów - te znajome tytuły na liście, to nie "Fade to Black" Metalliki ani "Hammerhead" Overkill. Oczywiście zbieżności te intrygują, zwłaszcza że stylistycznie grupy nie są od siebie odległe. Flotsam and Jetsam w większości kompozycji na debiutanckim albumie prezentuje przede wszystkim ostry thrash i speed metal. We fragmentach "Hammerhead" i "Iron Tears" gra nawet punkowo. Nie zapomina przy tym jednak o melodii, a ponadto nie stroni od zmian tempa i lekkiego łamania rytmu. Tymi ostatnimi zabiegami zespół wzbogaca wiele kompozycji, nie tylko w formie wstawek. Do najciekawszych przykładów należą refren "She Took an Axe", w którym muzycy zgrabnie balansują między rozbujaniem a ostrym thrashem, oraz zaledwie dwuminutowy "Fade to Black" - tu perkusista Kelly David-Smith bombarduje słuchaczy w mniej oczywistych rytmach. Mocniej zaznaczyć swoją obecność potrafi też jego kolega z sekcji - Jason Newsted. Basistę dobrze słychać już w "Hammerhead", a jego partie w "She Took an Axe" kojarzą się z lubiącą uwypuklenie grą Steve'a Harrisa w Iron Maiden. Najważniejszym instrumentem pozostaje oczywiście gitara elektryczna, a Edward Carlson i Michael Gilbert potrafią się nią posługiwać. Nie chodzi nawet o rasowe riffy - już "Hammerhead" zwraca uwagę solówkami, które w większości przypadków grają obaj muzycy, jeden bezpośrednio po drugim. Szczególnie wyróżnia się finezyjny brzmieniem popis Michaela Gilberta w "Desecrator". Ostatni członek zespołu, Eric A.K., zdolnościami kolegom nie ustępuje. Przede wszystkim on naprawdę umie śpiewać. Z kapel wymienionych we wstępie najbardziej podobny do niego stylem i umiejętnościami jest Joey Belladonna z Anthraxu. Typowe partie gardłowego Flotsam and Jetsam charakteryzują wrażenie luzu w głosie i chwilowe uderzenia wyżej. Do urozmaiceń należą krzyki na początku "Iron Tears", momenty demonicznego śmiechu i wydzierania się w "Desecrator" oraz finał "She Took an Axe" z wykonanymi falsetem wokalizami, jakby inspirowanymi operą. Wśród sześciu stricte speedowo-thrashowych utworów jest niestety jeden pomijalny. W "Hammerhead" zespół nieźle wymiata, a potem utrzymuje zadowalający poziom przede wszystkim w "Desecrator" i "She Took an Axe", ale o "U.L.S.W." już tyle dobrego napisać się nie da. Owszem, solówki są w porządku, pojawiają się lepsze partie basu i fragmenty refrenu, lecz jako całość to już lekko męczący kawałek.
Solidnej thrashowej kapelce tyle mogłoby wystarczyć, ale Flotsam and Jetsam pokazuje na "Doomsday for the Deceiver" również nieco inne, bogatsze oblicze. Dziewięciominutowy utwór tytułowy zaczyna się jak heavymetalowa ballada. We wstępie, przy wsparciu akustycznej gitary rytmicznej, Michael Gilbert oczarowuje słuchaczy na elektrycznej prowadzącej. Gdy kończy się uwodzenie przez dwa sześciostrunowce, kompozycja się rozkręca i wchodzi wokaliza. Z upływem dwóch i pół minuty pojawia się ciężar, a przy trzech styl zmienia się w thrash metal. Niestety główna, centralna część utworu wypada już dość banalnie i za wiele nie wnosi. Najlepszy w niej jest składający się z jednego słowa refren: chórek je skanduje, a Eric A.K. nakłada na to swoje wykonanie - wysokie i przeciągłe. Pomysł jest prosty, a podobną współpracę słychać też w "Fade to Black", ale w "Doomsday for the Deceiver" brzmi ona efektowniej. W zakończeniu utworu na pół minuty wraca początkowy, spokojny motyw, tym razem z dodatkiem wokalizy i ze spowolnieniem w ostatnich sekundach.
Aż przesadnie podobnie skonstruowany jest "Metalshock". Ośmiominutowa, rozbudowana kompozycja ze zmiennym tempem robi jednak trochę lepsze wrażenie niż kawałek tytułowy. Zaczyna się również balladowo, chociaż bardziej nerwowo. W godnym uwagi fragmencie warstwą instrumentalną i wokalną zespół sprawia, że napięcie jeszcze narasta. W końcu wchodzi cięższy metal, a gdy licznik mija półtorej minuty - szybki i gęsty thrash. Grupa nie trzyma tego tempa przez cały czas - w środku przychodzi trochę uspokojenia. W piątej minucie pierwszy plan popisowo zajmuje Jason Newsted, do którego po chwili dołącza jeden z gitarzystów - to też warty zapamiętania, zachęcający do ponownego odtworzenia fragment. Outro to powrót początkowego motywu - zupełnie jak w poprzedniej kompozycji i również w tym przypadku jest to około pół minuty ze spowolnieniem w końcowych taktach.
Trzeci utwór, w którym Flotsam and Jetsam odchodzi od standardowego łojenia, to "Der Fuhrer". Pełna gęstych od dźwięków fragmentów solówka Michaela Gilberta w prawie dwuminutowym intrze to popis szybkości gitarzysty, na szczęście niepozbawiony melodii ani klimatu. Reszta kompozycji to już thrash metal, znowu na niezłym poziomie. Podobnie jak w utworze tytułowym, refren stanowią skandowane przez chórek hasła. Co ciekawe, chociaż wyraźnie słychać pozdrowienie "Sieg Heil", w książeczce niemieckie słowa zapisane zostały "Zeig Heil", co może być nawet gramatycznie poprawne, ale oznacza co innego. Czy za błąd odpowiada główny autor tekstów na albumie, czyli basista Jason Newsted, nie wnikam.
Ostatnim, czwartym mniej typowym kawałkiem jest "Flotzilla". Nie trafił on na wszystkie wydania "Doomsday for the Deceiver", więc traktować go można jako dodatek do trwającego już prawie pięćdziesiąt minut zestawu. W żywym utworze instrumentalnym występują dobre zmiany motywów, a rozkosznymi dźwiękami raczy słuchacza przede wszystkim gitarzysta prowadzący. Za słabsze momenty sześciominutowej kompozycji można uznać te, kiedy perkusista gra banalniej.
Pierwszy album Flotsam and Jetsam to materiał ostry, ale przy tym wyróżniający się śpiewem, uciekający od prostoty w mniejszą lub większą muzyczną złożoność i w kilku miejscach nastrojowy. Wkład każdego z muzyków jest istotny - chociaż nie w równym stopniu - więc dzieło robi też wrażenie zespołowego. Efekt współpracy członków kwintetu to zestaw utworów dojrzałością nieustępujący debiutom grup, które w amerykańskim thrash metalu przecierały twórcom "Doomsday for the Deceiver" szlaki. Większość z pierwszych pozycji w dyskografiach owych poprzedników Flotsam and Jetsam zdołał nawet przebić i jest to wystarczający powód, by zespołu nie lekceważyć.