- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Fields Of The Nephilim "Elizium"
Jak brzmieliby Pink Floydzi, gdyby grali gothic rocka? "Elizium", trzeci i powszechnie uważany za najwybitniejszy album w dorobku Fields of the Nephilim, zdaje się być doskonałą odpowiedzią na to pytanie. Nie tylko dlatego, że nad jego produkcją czuwał Andy Jackson, inżynier dźwięku, który brał udział przy nagrywaniu "The Final Cut", "A Momentary Lapse of Reason" i "The Division Bell". Przede wszystkim dlatego, że to już nie jest tylko zbiór mniej lub bardziej gotyckich piosenek - to 48-minutowy gotycki trip przez poruszające dźwięki i najdelikatniejsze zakątki duszy słuchacza. Gdy już raz postanowi się odpalić naznaczoną magicznymi symbolami (jak większość krążków Fieldsów) płytę, nic już nigdy nie będzie takie samo...
Album otwiera niepokojące intro "(Dead But Dreaming)". Piekielne wyziewy, niskie tony klawiszy, anielskie zaśpiewy w tle... Wszystko to płynnie przechodzi nagle w "For Her Light": jeden z najbardziej przebojowych utworów w całej historii Fields of the Nephilim. Wersja płytowa trwa tylko trzy minuty, by wpasować się między sąsiadujące utwory, warto jednak zainteresować się pełną wersją singlową, okraszoną dodatkowym, cudownym solo gitary. Głos McCoya, choć zaskakująco spokojny i piosenkowy, jak zwykle przeszywa, wyśpiewując smutne wersy:
"Illusions born of the air
Something seems precious there
I'll elude you, I will lose you
As rehearsal of my despair".
Kompozycja - znów płynnie - przechodzi w następny "At the Gates of Silent Memory", rozpoczynający się od prawie stuletniego nagrania Aleistera Crowleya, recytującego swój wiersz "At Sea". W końcu rolę narratora przejmuje jednak McCoy, dający jeden z najlepszych popisów dramatycznego śpiewu w swojej karierze. Do tego dochodzą płaczące gitary w stylu Davida Gilmoura oraz majestatyczne klawisze w tle. Jest w tym wszystkim mistyczny hipnotyzm i transowość, którą Fieldsi zachwycali już na poprzednich krążkach, dopiero na "Elizium" jednak wszystko zdaje się być dopracowane do genialnej perfekcji. Gdy w drugiej połowie utworu wchodzą plemienne bębny, tempo powoli zaczyna przyspieszać. Tak dochodzimy do króciutkiej galopady "(Paradise Regained)", wieńczącej tę czteroutworową suitę. Tutaj na chwilę powracają echa inspiracji Motorhead, ale Lemmy i spółka nigdy nie stworzyli tak poruszającej partii gitary, jak ta wieńcząca ten kawałek.
O jakim elemencie, za który wszyscy kochamy muzykę Fieldsów, jeszcze nie było mowy w tej recenzji? O rewelacyjnym basie Tony'ego Pettitta, który prowadzi ascetyczne pierwsze półtorej minuty "Submission". Z onirycznego nastroju wyrywa nas głos McCoya, który wpierw prowadzi nas na jeszcze wyższe jego poziomy, by zaraz przejść w diabelskie krzyki i przyspieszyć cały utwór, w którym nagle pojawiają się jazgotliwe gitary i galopująca perkusja. A za chwilę znów robi się spokojnie i oszczędnie... Fieldsi opanowali na tym krążku zmiany tempa do perfekcji. Następny na albumie to kolejny "przebój", czyli "Sumerland (What Dreams May Come)". Chociaż tak naprawdę przebojowy w tej rozbudowanej, jedenastominutowej kompozycji jest tylko potężny refren z przestrzennymi gitarami i pulsującym basem. To niesamowite, ile się dzieje w tym utworze (zwłaszcza pod koniec), a przecież nad wszystkim dalej góruje jeszcze kipiący emocjami głos narratora, który znów śpiewa pięknie i niebanalnie:
"We're but fools of our fate
On this earth I shall wait
By the roots of my soul
I am losing control
Take the dream".
I tak dochodzimy do rozbitej na dwa utwory suity finałowej. "Wail of Sumer" to znów płaczące gilmourowskie gitary i przestrzenne syntezatory. Pięknie hipnotyzujący klimat, ale to dopiero wstęp do jednego z najcudowniejszych utworów już nie tylko w dorobku Fieldsów, ale jakie w ogóle znam: "And There Will Your Heart Be Also".
"I'd end this moment
To be with you
Through morphic oceans
I'd lay here with you
Only to stay
Stay here in paradise
Only to stay
So lonely
From this maelstrom
Free are you...
And I lay here with you
Stay, stay here in paradise"...
Mogę przeklejać te teksty w nieskończoność i próbować oddać nastrój tego genialnego dzieła, ale to po prostu trzeba usłyszeć.
"Stay not on the precipice with the dross of matter, for there is a place for thine image in a realm ever splendid" - głosi cytat z Aleistera Crowleya, zawarty w booklecie dołączonym do płyty. Jak nietrudno z niego i tekstów utworów wywnioskować, "Elizium" to concept album o duszy wędrującej pośmiertnie po Polach Elizejskich. Od momentu śmierci, kiedy to nadal śnimy, przez poszukiwanie nowych niebios i schronienia, przez wędrówki po krainie Sumerów, aż trafiamy do raju na wieczny pobyt. Wszystko to na tle pogrzebowych keyboardów, gitar płaczących niczym wynajęci specjalnie na tę okazję żałobnicy, przede wszystkim zaś smutnego i cierpiącego głosu, łkającego zza grobu. Zapewne taki efekt pragnie osiągnąć 99% zespołów gothicrockowych. Żadnemu jednak dotąd nie udało to w takim stopniu, co Fields of the Nephilim na "Elizium". Ta płyta do dziś stanowi niedościgniony wzorzec dla niezliczonych kapel gotyckich i metalowych. Inspiracje tą muzyką, a często wręcz karygodne zżynki z zastosowanych w niej patentów, można bez problemu znaleźć na płytach Paradise Lost, Tiamat, Moonspell i setek innych grup. Nikomu niczego nie umniejszając, żadna z nich nie nagrała jednak niczego tak przekonującego i poruszającego, jak opisywane tu arcydzieło.
"Elizium" miało być ostatnim krążkiem Fields of the Nephilim. Już w trakcie jego nagrywania w zespole działo się źle, wkrótce zaś Carl McCoy opuścił grupę i zamilkł na długie lata, to już jednak zupełnie inna historia... Na koniec mała dygresja: wielka szkoda, że tak wspaniały album do dziś nie doczekał się należytej reedycji. W dobie mody na wznowienia klasycznych płyt w eksluzywnych wydaniach, często z niepublikowanym wcześniej materiałem, wydaje się to co najmniej dziwne. Przede wszystkim miło byłoby ujrzeć wersję z nieprzerwanym ciągiem utworów: "Elizium" składa się tak naprawdę z czterech długich kompozycji, a ich sztuczny podział wybija nieco z klimatu. Miłym dodatkiem byłoby też umieszczenie obok znanych już utworów dostępnej tylko na singlu (i składance "Revelations") piosenki "Psychonaut", która doskonale wpisuje się w konwencję albumu. Beggars Banquet (dzisiejsze Beggars Group), wytwórnia dla której nagrywali Fieldsi, znana jest z rewelacyjnej serii "Omnibus Edition", w której wznowione zostały m.in. płyty Bauhaus i The Cult - miło byłoby któregoś dnia zobaczyć w takim wydaniu dorobek gotyckich kowbojów.
p.s. ja słucham Filedsów i Joy Division bardzo żadko - bo to jest zawsze uczta i nie zawsze jest nastroj. No i gdybym sluchal czesciej to raczej skonczyl bym w wariatkowie. za duzo emocji.
the cure - pornography
i siouxie and the banshees - juju?
Płytę bez problemu można kupić. Ja lat temu 10 kupiłem sobie CD w sklepie w Londynie, a w zeszłym roku na ebayu pierwsze wydanie na winylu za 15E które gra świetnie. Poza tym wydaje mi się ze moje CD kupione we wspomnianym londyńskim juz nie istniejącym Tower Records to właśnie reedycja.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk
Nightwish "Oceanborn"
- autor: Pyrelysis
- autor: Do diabła
- autor: Margaret
Brendan Perry "Ark"
- autor: Do diabła
Amorphis "Skyforger"
- autor: Megakruk
Iron Maiden "The Final Frontier"
- autor: Megakruk
Złośliwie sparafrazuję pytanie autora recki, jak grałoby FotN, gdyby naprawdę grało gotyk?