- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Feythland "Decadent Call"
W roku 1998 zapoczątkowała swoje istnienie wywodząca się z Krakowa grupa Fateland, ale praktycznie dopiero trzy lata później muzycy postanowili bardziej poważnie potraktować muzyczne zainteresowania. Na krótko przed zarejestrowaniem pierwszego materiału w olkuskim Zed Studio kapela podjęła decyzję o zmianie nazwy na Feythland i właśnie pod tym szyldem przygotowany został "Decadent Call".
Wydane w postaci miłego dla oka digipacku debiutanckie demo krakowskiego kwintentu robi dobre wrażenie również od strony muzycznej. Płyta zawiera trzydzieści minut fajnie zagranego dynamicznego, atmosferycznego metalu. Z grubsza rzecz biorąc, "Decadent Call" osadzony jest w symfoblackowej stylistyce o lekko gotyckim szlifie, choć o oba gatunki muzyka Feythland ociera się w mniej lub bardziej wyraźny sposób. Drapieżnemu wokalowi wtórują ostre riffy, niezłym melodiom towarzyszą agresywne przyspieszenia, a wszystko oprawione jest ciekawie zaserwowanymi klawiszami - od rozmarzonych pasaży, przez bardziej kosmiczne patenty ("Omnis Moriar") po bardziej elektroniczne, syntezatorowe brzmienia. Kompozycjom jednak daleko do miałkich, łagodnych piosenek - zespół preferuje szybsze, żwawe tempa ("Daemons Of Christ"), znajdując też miejsce na lżejsze, spokojniejsze momenty ("Frozen Tears"). Doczepić by się można do brzmienia "Decadent Call" (gitarom przydałoby się więcej pazura, a bębnom więcej mocy), niemniej produkcja płyty prezentuje sie więcej niż przyzwoicie.
Na pierwszym wydawnictwie krakowskiej piątki słychać pomysł na granie, mimo iż chwilami pewne rozwiązania sprawiają wrażenie wtórnych. Grupa ma szansę zostać zauważoną wśród metalowej gęstwiny, zaś przy odrobinie pracy i oszlifowaniu niektórych elementów warsztatu kolejny materiał Feythland może bardzo mile zaskoczyć. "Decadent Call" to dobry, interesujący początek i oby tak dalej.