zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Fear Factory "Mechanize"

24.05.2010  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Fear Factory
Tytuł płyty: "Mechanize"
Utwory: Mechanize; Industrial Discipline; Fear Campaign; Powershifter; Christploitation; Oxidizer; Controlled Demolition; Designing the Enemy; Metallic Division; Final Exit
Wykonawcy: Burton C. Bell - wokal; Dino Cazares - gitara; Byron Stroud - gitara basowa; Gene Hoglan - instrumenty perkusyjne; Rhys Fulber - sample, programowanie, instrumenty klawiszowe
Wydawcy: Candlelight, AFM Records
Premiera: 5.02.2010
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Na początek nieco kurestwa i recenzenckiego puszczalstwa. Podobno w przyrodzie jest takie prawo, że góra z górą przez tysiąclecia zejść się ze sobą nie mają prawa. Czy w przypadku Fear Factory Anno 2010 człowiek zaradził i temu problemowi, zmniejszając po prostu tarcie za pomocą substancji złożonej z wazeliny i portretów Benjamina Franklina? Kolor jej zielonkawy, lecz tam, gdzie nie wejdziesz siłą, musisz pierwej posmarować. I tak Dino Cezares i Burton C. Bell znów są razem w związkach zawodowych Fabryki. A może przesadzam, może oni po prostu są na siebie skazani, bo ani "Dzwonek" bez Cazaresa, ani sam Cazares z Divine Heresy, Asesino i czym tam jeszcze, cokolwiek by robili, takiego samego sukcesu, co razem, nie mieli prawa odnieść. Chłodna kalkulacja? Być może, ale zarazem nie tylko. "Mechanize", ich najnowsza konstrukcja, miażdży przywodząc w parametrach wysokoamperowego natężenia momenty dwóch pierwszych płyt, dobijając młotem udarowym, za którego sterami Raymonda Herrerę zastąpił sam Gene Hoglan, czynnie włączony w komponowanie nowych wałków. To nie mogło się nie udać.

Żeby było jasne, nie padłem ofiarą dewiacji na punkcie dźwięków wytwarzanych przez Fear Factory. Od upowszechnianej przez nich "technologizacji" metalu wolę szatana brodzącego w smole, krwi i spermie w wersji dajmy na to czortów z Angelcorpse, ale nawet broniąc się rękami i kopytami, nie jestem w stanie zdyskredytować dokonań byłych mega gwiazd Roadrunner Rec. Nie dość, że oni to wymyślili w takim opakowaniu, to do dziś mało kto robi rzecz tak przekonująco, jak oni (patrz ostatnia płyta Mnemic), że po odsłuchu sam zastanawiam się, czy życie zawdzięczam biciu serca, czy może to jakiś kabel w dupie napędza cały ten szajs. W tym miejscu z czystym sumieniem apeluję więc także do fanów innego grania - dajcie tej płycie szansę.

Odsłuchanie pierwszych taktów cyberpieśni "Mechanize" może być mylące. Oczywiście to klasyczne dla tej ekipy przyłojenie z wyraźnym posmakiem core'a i elektronicznie wygenerowanym, fabrycznym smrodem rdzy i towotu, ale już na "Industrial Discipline" władzę nad krążkiem coraz wyraźniej zaczyna przejmować the mighty death metal. Ten bardziej finezyjny i techniczny ma się rozumieć, na poziomie "Fear Campaign", chlastający w papę zagrywkami stojącymi jedną nogą w "Indyvidual..." lub "Symbolic" autorstwa wiadomo kogo (RIP). Początek "Powershifter" każe sprawdzić jeszcze raz okładkę w poszukiwaniu notki na temat gościnnego udziału delegacji braci Kolesne (z okresu "Ageless Venomous"), ale charakterystyczny melodyjny refren przypomina, że dalej jesteśmy w Stanach, a poncz na tym gardenparty miesza tylko i wyłącznie Fear Factory. Z tej melodii nawet dorośli słuchacze jednak nie będą czynić im wyrzutów. Nie sposób tego robić, będąc wciągniętym w bezlitosne zębatki genialnego "Christplotation" (co za tytuł!) z zapętlonymi przejściami gitarowymi a la Cannibal Corpse czy instrumentalnego, marszowego manifestu "Metallic Division". Być może niejeden skrzywi się, poznając kończący płytę, natchniony "Final Exit". Rozumiem to, bo słuchając go sam w drodze z łazienki do kibla o mało nie pośliznąłem się na lukrowej polewie, jaką ten numer jest polany. I tu z ratunkiem przybywa Gene Hoglan. Gary, jakimi podrasował tę pościelówę, wprowadzą w stan zakłopotania niejednego speca od nabijania i same w sobie czynią ją rzeczą wartą posłuchania, choćby z powodu nienagannego warsztatu i przejść, które tylko jemu się udają. Tyle do ogółu odbiorców.

Co do fanów Fear Factory, jestem niestety świadom, że mimo wszechobecnej klasy otaczającej te nuty, każdy z nich będzie musiał rozwiązać łamigłówkę, w której tkwi odpowiedź na pytanie, czy opłaca się tego słuchać pod szyldem Fear Factory? Co to w ogóle jest true podwójne "F"? Tylko to z Cazaresem, Herrerą i Bellem, to z Herrerą i Bellem, ale bez Cazaresa, czy w końcu z Cazarsem i Bellem, pozbawiony za to Herrery. Tu zdania są już podzielone, a jak dla mnie... Cóż, "Mechanize", choć pełen odwołań do ich najbardziej sławetnych momentów, za sprawą Hoglana i pozazakładowych doświadczeń Dino, jest także delikatnym przedefiniowaniem stylu grania w stronę czystego metalu. Choć wszystko brzmi tu mechanicznie i precyzyjnie, to jednak czuć przede wszystkim pierdolnięcie żywego instrumentu. Choć legenda Dark Angel i Death mechanicznie młóci stopą, niszcząc nawet takie programiki, jak "drumkit from hell", to też czuć, że stworzyła go matka natura, a nie jakaś biotechnologia z plemnikami na baterię. Patrząc na to wykonawstwo, dochodzę do wniosku, że tematyka ich tekstów, odnosząca się do hipotetycznego konfliktu między ludźmi i maszynami, jest tyleż na miejscu, co w końcu znalazła swój finał. Fear Factory, pozostając ludźmi, osiągnęli po prostu ich precyzję. Mimo iż piekarniki w tej kuchni mają ciekłokrystaliczne wyświetlacze, to jednak powstał w nich kawał świetnie dosmażonego, może genetycznie zmodyfikowanego, ale mięsiwa i za to Panowie brawa. W części rozpieprzył mnie także fakt, że wydaje to Candlelight - AFM, no ale taki rynek transferowy. Ludzie, dzwońcie po Greenpeace, bo Fabryka znów wylewa z siebie strach!

Komentarze
Dodaj komentarz »
Mechanize
CinekWG (gość, IP: 217.98.12.*), 2011-04-06 10:03:19 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo dobra płyta.Od czasów "Obsolete" nie było tak dobrej płyty.Wielki powrót a energia jak za starych dobrych czasów("Demanufacture") :)))
Banał ! i nuda !
były fan (gość, IP: 212.244.210.*), 2010-07-20 15:16:10 | odpowiedz | zgłoś
Czytając kilka recenzji - ochy , achy i wszelkie zachwyty myślę no fajnie w końcu porządny album nagrali jak za czasów Demanufacture, niestety po przesłuchaniu rozczarowanie. Album wyjątkowo słaby, powrót Cazaresa nic nie wniósł , wręcz przeciwnie zabija monotonią brakiem urozmaiceń itp. Cazares od dłuższego czasu nic nie wnosi do gry gitarowej - gra jakby się zupełnie wypalił , zero pomysłu, urozmaiceń , bazuje na tych samych patentach zagranych znacznie słabiej niz to miało miejsce w Demanufacture. Kiedyś FF grało z pomysłem , chcieli zaistnieć, starali się itd. dziś bazują na reputacji , nagrali album nieprzemyślany ,banalny, wyjątkowo nudny. Ma się wrażenie , że nagrany w pośpiechu tak aby jak najszybciej zarobić...
Płyta rzeczywiście urywa jaja
Prochowiec (wyślij pw), 2010-05-27 14:46:51 | odpowiedz | zgłoś
Popieram przedmówcę i recenzenta. Po takim pawiu, jakim był "Trasgression" z delikatnym strachem czekałem na nowy Fear. Ale kiedy usłyszałem o nowym składzie i że Herrera i Wolbers kaleczą komponowanie pod szyldem Arkea to byłem spokojny. Mnie ta płyta miażdży, chociaż, gdyby Barton C. Bell ograniczył melodie i jeszcze więcej siał zniszczenia wokalem byłoby jeszcze lepiej. Natomiast 9 to dobra ocena. Sprawiedliwa po stokroć. Limitowane wydanie w zajebistym digi ma dodatkowy numer "Crash Test" idealnie pasuje po "Final Exit", bo po wysłuchaniu bonusa nie ma niedosytu miazgi i ciężaru.
Też mi się podoba...
bandrew78
bandrew78 (wyślij pw), 2010-05-25 13:31:15 | odpowiedz | zgłoś
.. może dlatego, że chwilami mocno przypomina klimatem moje ulubione "Obsolete". Do tego sekcja z SYL (R.I.P.)- to nie mogło się nie udać, Gene jest wielki nie tylko posturą. FF oberwało się od wielu za poprzednie dwie płyty, które mi się nawet podobały, ale było takie mało "fearowe". Teraz zagrali album dla siebie klasyczny, choć chyba rzeczywiście najbrutalniejszy w historii, no i znowu od wielu im się obrywa, że zagrali płytę zachowawczą, wtórną itp. itd. Gdyby wszyscy mieli być wtórni w taki sposób, nie miałbym nic przeciwko. W końcu to oni byli jednymi z twórców tego typu grania i głupotą jest odmawiać im prawa nagrywania takich płyt tylko dlatego, że wobec masy naśladowców styl jest już trochę wyekploatowany. Mocna pozycja. Czekam na koncerty.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (156 głosów):

 
 
82%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk

Anathema "We're Here Because We're Here"
- autor: Paweł Kuncewicz

Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol

Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk

Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?