zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 23 grudnia 2024

recenzja: Fear Factory "Digimortal"

13.12.2002  autor: Miłosz T. Myśliwiec
okładka płyty
Nazwa zespołu: Fear Factory
Tytuł płyty: "Digimortal"
Utwory: What will become; Damaged; Digimortal; No one; Linchpin; Invisible wounds (Dark bodies); Acres of skin; Back the fuck up; Byte block; Hurt conveyor; (Memory imprints) Never end; Dead man walking; Strain vs. resistance; Repentance; Full metal contact
Wykonawcy: Christian Olde Wolbers; Raymond Herrera; Burton C. Bell; Dino Cazares
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 2001
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Tu i ówdzie przy okazji tej płyty przebąkiwano o powrocie Fear Factory do korzeni. Licho wie, co owi przebąkiwacze mieli na myśli. Coś jednak jest na rzeczy - płyta zachowuje co prawda klimat poprzedniej, "Obsolete", jednak kilkakrotnie udało się na "Digimortal" wskrzesić sentymenty, i to w duchu bynajmniej nie genialnej "Demanufacture", ale... "Soul Of New Machine".

Że co? Że nieprawda? Proszę zatem wysłuchać w skupieniu na przykład "Acres Of Skin" - skąd my znamy te klimaciki? W dodatku koledze Burtonowi znudziło się wyśpiewywanie melodyjek, toteż akurat on bezwzględnie zaliczył powrót do korzeni (może z wyłączeniem "Invisible Wounds" i "Never End" - typowych Fearfactorowych balladek, skądinąd wyraźnie inspirowanych słynnym już chyba "A Therapy For Pain"). Niektórzy fani grupy po wypuszczeniu "Obsolete" czuli się zaniepokojeni; odzywały się głosy o łagodzeniu, zwalnianiu, nadmiarze klawiszy itp. Ale "Digimortal" taki nie jest. Dino Cazares bowiem trochę schudł i przy okazji odzyskał szybkość w prawej ręce, co słychać praktycznie w każdym numerze (sic!), zatem i jemu powrót do korzeni też się w zasadzie udał. Najbardziej osobliwym zjawiskiem pozostaje jednak niezmiennie Raymond Herrera. Ciekawym jego formy odpowiadam: nic się nie zmieniło, może jeszcze tylko trochę przyspieszył klapanie stopkami.

To w ogóle chyba najbardziej "chora" płyta FF. Partie wokalne są udziwnione i czasami robią wrażenie wrzuconych nie w temat. Mieszankę growlingu i słynnych Bellowskich zaśpiewów przynoszą w zasadzie tylko numer tytułowy i "Linchpin"; w większości pozostałych numerów Burton wydziera się niemiłosiernie - inna sprawa, że to akurat jego najlepsza płyta, dawno już tak nie pracował gardłem. Gitary są tradycyjnie rwane, o wiele bardziej niż na "Obsolete", gdzie Dino i Christian raczej odpoczywali. Chłopcy zrezygnowali też z udziwniania kawałków - wszystko jest w miarę zwarte i treściwe, nudzić się tu bez dwóch zdań nie można. Czasem tylko nie wiedzieć czemu wszystko gaśnie, po czym rozbrzmiewa na ogół czysta gitara Cazaresa - patent może i fajny, ale na "Digimortal" powtórzony o kilka razy za dużo.

Są też nowości. Mamy rap ("Back The F**k Up" - gościnnie Cypress Hill), przetworzone bębny ("Linchpin", "Invisible Wounds", "Back The F**k Up") czy też w końcu wspomnianą już czyst gitarę ("Invisible Wounds"), czasem uzupełnioną... flażoletami (! - "Acres Of Skin"). A klawisze? - zapyta ktoś. Są, to jasne - ale bez obaw, naprawdę bez obaw. Jest ich tyle, ile trzeba - ani więcej, ani mniej - a ponadto w ogromnej większości dostarczają wyłącznie ornamentów i de facto pozostają w głębokim tle. Nic i nikt zresztą nie jest w stanie zagłuszyć Dino Cazaresa. Wpływ elektronicznych produkcji FF na materiał z "Digimortal" jest rzecz jasna wyczuwalny, lecz nie ma mowy o złagodzeniu brzmienia.

Klimatycznie, muzycznie i tekstowo wypadałoby uznać "Digimortal" za kontynuatora "Obsolete". Jednak wbrew pozorom sporo dzieli te dwie płyty. Na "Obsolete" miejscami robiło się nudno - tu tego nie ma. Podejście chłopaków do muzyki zrobiło się takie, jak za czasów "Demanufacture" (w "Damaged" mamy zresztą ewidentne niemal zapożyczenie z "Dog Day Sunrise", jednego z klasyków tamtego wydawnictwa). Nawet brzmienie bębnów pochodzi jakby z tamtego okresu (z wyłczeniem może "What Will Become?"). Całość to jednak generalnie esencja najlepszych momentów z wszystkich poprzednich albumów (także z "Remanufacture" i "Fear Is The Mindkiller"). I tu tkwi siła "Digimortal" - powrót do przeszłości okazuje się być dobrym krokiem w przyszłość. Niezbyt świetlaną dla grupy, jak to już dziś wiadomo...

A może to po prostu metal zjada własny ogon? Nie wiem. Ale posłuchajcie. Warto.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Fear Factory "Digimortal"
Boomhauer
Boomhauer (wyślij pw), 2024-12-11 14:08:23 | odpowiedz | zgłoś
Pamiętam jak na Viva Zwei w cotygodniowej liście przebojów "2Rock Charts" utwór "Linchpin" dość długo okupował pierwsze miejsce, o ile dobrze pamiętam. Konkurował o nie - również o ile dobrze pamiętam - głównie z "Going Inside" Johna Frusciante. To były fajne czasy.

Oceń płytę:

Aktualna ocena (355 głosów):

 
 
74%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667

Slipknot "Iowa"
- autor: kaRel

Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667

Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas

Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Czy abonament do muzycznego serwisu streamingowego to dobry prezent świąteczny?