zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 30 października 2024

recenzja: Fear Factory "Demanufacture"

9.01.2003  autor: Miłosz T. Myśliwiec
okładka płyty
Nazwa zespołu: Fear Factory
Tytuł płyty: "Demanufacture"
Utwory: Demanufacture; Self Bias Resistor; Zero Signal; Replica; New Breed; Dog Day Sunrise; Body Hammer; Flashpoing; H-K (Hunter-Killer); Pisschrist; A Therapy For Pain; Your Mistake; Resistancia!; New Breed (revolutionary designed mix)
Wykonawcy: Burton C. Bell - wokal; Christian Olde Wolbers - gitara basowa; Dino Cazares - gitara; Raymond Herrera - instrumenty perkusyjne; Rhys Fulber - instrumenty klawiszowe, programowanie
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 1995
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Na początek napiszę, że pierwszy raz daję dychę na wejście, ale też jest to dycha zasłużona absolutnie. Nie wiem, czy jakiś fan Fear Factory ustawiłby tę płytę niżej od jakiejkolwiek innej autorstwa ekipy z Kalifornii - być może tacy są i nie twierdzę wcale, że się nie znają. Faktem jest jeno, że właśnie to wydawnictwo zebrało najlepsze recenzje, osignęło (podobno) najwyższy nakład z wszystkich, no i ja sam subiektywnie uznaję je za najlepsze w dorobku grupy. Tyle na wstępie.

Ktoś bardzo dawno temu napisał o tej płycie, że to bardzo ważna manifestacja wręcz nowego stylu - thrashcore'u. Z tym nowym stylem to rzecz jasna przesada, ale na "Demanufacture" skompensowano zasady rządzące tak hardcore'em, jak i ekstremalnymi odmianami metalu. To, że panowie wyrośli z deathu, światu poniekąd wiadomo, jednak już na poprzedniej płycie, "Soul Of New Machine", było słychać, że interesuje ich granie czegoś więcej. Burton wydzierał się, ale i śpiewał (rzadko, bo rzadko, ale starał się). Dino Cazares niby kostkował z szybkością wiertarki udarowej, ale robił to operując skalami z hardcore'u właśnie. Stąd wzięło się zamieszanie pośród recenzentów i stąd też wziął się bezsprzeczny sukces "Demanufacture".

Patent na robienie muzyki grupa miała w zasadzie prosty: (bardzo) drobne wartości rytmiczne na gitarze i na stopach, przeplatane ciężkimi, długo wybrzmiewającymi funkcjami przy wcale nie tak bezlitosnej perkusji. Na to wszystko nałożono kolegę Burtona, który albo śpiewał, albo się wydzierał. Podlano to wszystko klawiszowym sosikiem (ale tylko gdzieniegdzie) i powstała płyta-pocisk. Nie waham się użyć takiego właśnie określenia. FF pokazali, jak grać szybko i mocno, nie gubiąc elementarnej muzycznej inteligencji.

Większość kawałków powstała właśnie według powyższego schematu, ale bynajmniej nie są one schematyczne - co to, to nie! Przeciwnie - nie dość, że zgniatają (ciężar) i rozbijają na drobne (prędkość), to jeszcze ciary chodzą po plecach (niezawodny Bell). Wszystko się kręci niczym naoliwione - słychać, że to perfekcyjnie działająca maszyna. Jak ma serce nie skoczyć do przełyku przy numerze tytułowym, przy "Zero Signal", "Replice" czy kultowym już chyba "H-K"? Ja dostałem jeszcze dodatkowego wkrętu przy "Your Mistake", przeróbce numeru Agnostic Front, zrobionej raczej dla hecy i odprężenia, ale warto jej posłuchać choćby dlatego, że takie odprężenie będzie niezbędne po przesłuchaniu większości kawałków...

Jest zatem szybko i ciężko, ale to przecież nie wszystko. Są jeszcze tzw. klimaty, czyli momenty spokojniejsze, epatujące nie tyle energią samą w sobie, co podniosłymi dźwiękami wioseł i wisielczym śpiewaniem Bella. Chodzi tu o "Dog Day Sunrise" (bardzo prosty, klasyczny niemal gitarowy temat w średnim tempie, bez drobnych wartości) oraz o "A Therapy For Pain" - tu z kolei rządzą syntezatory, zwłaszcza w drugiej częąci tego maksymalnie zwolnionego, patetycznego numeru. Pewien niepokojący klimat udało się też wypracować w "Replice", z pozoru (ale tylko z pozoru) także stosunkowo spokojnej. Był to zresztą singiel pilotujący album i tu w pełni popieram decyzję wytwórni... "Replica", a także "Dog Day Sunrise" to niemal przeboje, choć ten pierwszy mógłby mieć problemy na listach ze względu na niemiłosiernie łupaną końcówkę...

Bohaterem tej płyty jest jednak autor tekstów, współkompozytor jednego utworu ("Self Bias Resistor"), a nade wszystko wokalista, Burton C. Bell. To jego śpiewanie nadało "Demanufacture" niezaprzeczalny smak i zdefiniowało pozycję grupy, jeśli chodzi o uprawianą stylistykę. Burton dysponuje dobrym, jakby "stojącym", metalicznym głosem (w gotyku też by się chłop raczej odnalazł) i choć może nie powala techniką, to jednak jeśli idzie o środki wyrazu, bije na głowę całe hardcore'owe towarzystwo (może z wyłączeniem Roba Flynna z Machine Head). Sposób podawania tekstu nie jest szczególnie wyrafinowany, lecz nie o to tu chodziło. Bo jakby tego było mało, Burton wyśpiewuje momentami zaskakująco "żrące" melodyjki - niby proste, ale nie obroniłyby się bez nich chociażby "Self Bias Resistor", "Zero Signal" i wspomniane wyżej spokojniejsze kawałki. Nawet jeśli komuś nie podoba się głosik Bella, to warto przynajmniej wsłuchać się w kontrasty, wytworzone przezeń na zasadzie: growl-melodia. Wypadają one bardzo przekonująco, nie mniej niż sama muzyka.

Ktoś złośliwy mógłby się przypić do miksu, jakiego dokonano na numerze "New Breed". Miks to niezbyt wyrachowany (nie zmienił się nawet przebieg, a jedynie dodano trochę syntów i gary z puszki), ale już zapowiadający "Remanufacture" - płytę-mikser, obiekt nienawiści wielu "prawdziwych" fanów FF. Ja jednak lubię "Re" i nie będę się czepiał wątłego "New Breed" - to jedynie ciekawostka. Inną ciekawostką jest fakt, iż partie nagrane przez Raya Herrerę musiano skwantyzować komputerowo, czyli po naszemu trochę wyrównać. Kto słuchał "Soul Of New Machine", ten wie, czemu to zrobiono. Nie czynię jednak z tego zarzutu, bo przecież bądź co bądź "Demanufacture" skorzystało na tym bardzo. Poprawiono też przy użyciu elektroniki samo brzmienie bębnów, co także niewątpliwie stanowi plus - klapiące stopki to jest to...

Sięgnijcie po "Demanufacture", bo warto. Trudno powiedzieć, jak wyglądałoby dziś ostre granie bez tej płyty. Być może tak samo. A być może nie - Fear Factory to zespół jedyny w swoim rodzaju... I dlatego wypada ich znać, a już najbardziej właśnie tę płytę.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: Fear Factory "Demanufacture"
Krasnal Adamu
Krasnal Adamu (wyślij pw), 2024-07-23 18:33:25 | odpowiedz | zgłoś
"Dog Day Sunrise" zawsze mi tu trochę za bardzo odstawał, nawet gdy jeszcze nie wiedziałem, że to cover Head of David.

A tą wzmianką o gotyku trochę przewidziałeś Ascension of the Watchers.
Demanufacture
CinekWG (gość, IP: 217.98.12.*), 2011-04-06 10:00:34 | odpowiedz | zgłoś
Bardzo zajebista płyta,druga obok "Obsolete".Te dwie płyty to mistrzostwo świata :)))