- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Exodus "Shovel Headed Tour Machine: Live At Wacken And Other Assorted Atrocities"
"Shovel Headed Tour Machine: Live At Wacken And Other Assorted Atrocities" to z pewnością nie jest zwykłe wydawnictwo. Oczywiście dla kogoś, kto lubi Exodus, względnie jest jego fanem. Ufam, że takich, dla których amerykański klasyczny thrash metal nie zaczyna się dajmy na to na Metallice i kończy na Megadeth, Slayer i Anthrax, jednak nie brakuje i Exodus kojarzą. Dla mnie to kapela, którą - mimo wiekopomnego wkładu w rozwój całej sceny - trapi tylko jedna przypadłość, czyli cień jednej z jej matek współzałożycielek, pani Kirk Hammett. Włączcie jakikolwiek news o nich, notkę biograficzną, filmik dokumentalny, dosłownie cokolwiek, a nie przeczytacie na wstępie - jeden z najlepszych zespołów lat osiemdziesiątych, tylko były zespół obecnego gitarzysty prowadzącego zespołu Metallica. Jak śpiewał Staszewski Junior - "każdy kij ma dwa końce... ale co...". No właśnie. Z jednej strony można uważać, że takie stwierdzenia są dla ekipy Toma Huntinga i Garego Holta krzywdzące, z drugiej być może kolejne podejście i deal z Nuclear Blast w 2005 r. przy okazji "Shovel Headed Kill Machine" ułatwiła im przeszłość z tym sławnym nazwiskiem w landszafcie. Ani tak, ani tak... "ten kij skończony jest trzecim końcem". Zarówno legenda Kirka, jak i jakość muzyki dały nowe życie temu zespołowi. Niełatwo było. Po kolei śmierć Paula Baloffa i odejście "Zetro" Souzy z pewnością utrudniły byt temu zespołowi. Musieli chwycić drugi oddech, zaś o tym i nie tylko opowiada wypaśne podwójne DVD i jedno CD, siedzące wewnątrz opakowania "Shovel Headed Tour Machine".
Więc jedna płyta audio i dwa filmy. Zacznijmy od disk no. 1, stanowiącego ni mniej ni więcej zapis show, jaki zespół dał dla osiemdziesięciu tysięcy luda na Wacken w 2008 r. Wiem, że dzisiaj to już żaden wyczyn, bo dla takiej publiki corocznie rozgrzewają tam pas startowy marne bździny, którym organizatorzy wielce szlachetnie dadzą szansę. Zostawmy więc te wszystkie popyty i podaże, bo na scenie miło obadać tych "weteranów", którym być może sukces przeszedł koło nosa, ale w przeciwieństwie do swoich sławniejszych kolegów (wymieńcie sobie sami) nie wygasił przy okazji pieców hutniczych w piersi. Jakość obrazu znakomita, więc to żadne bootlegowanie czy tego typu sprawy. W osłupienie wprawia forma Toma Huntinga za garami, który łączy techniczne zagrywki z mocarnym napierdalaniem zza pleców. Patrząc na gościa nie mogę uwierzyć, że miał jakieś kłopoty zdrowotne. Reszta zespołu też się nie oszczędza. Względnie nowy wokalista, czyli były techniczny Exodus Rob Dukes, to uosobienie punkowej dziczyzny. Pół tony żywej wagi i niezmienne "c'mon you skurwysyny" na ustach, uwidacznia jak bardzo wziął się za bary z kłopotliwą sched po Baloffie i "Zetro". Oczywiście chłop nie może być nimi i zdaje się to doskonale rozumieć, nadrabia jednak agresją i zaangażowaniem. Wspominać nie muszę, że doskonale też brał udział w przedefiniowaniu na nowo stylu kapeli po wydaniu "Shovel...". Piętno upływającego czasu zdaje się też nie imać Garego Holta, szalejącego od zawsze z tym obłąkanym uśmiechem po scenie i wywalającego z rękawa bez mrugnięcia okiem wiekopomne riffy i oszołamiające solówki. Tyle odnośnie prezencji Exodus.
Pretensje można zgłosić co do nowoczesnego montażu tego materiału, czyli posklejania dźwięku z obrazem, z którego to zabiegu nadmiar superglue wychodzi brzegami, że się tak wyrażę. Wprawne ucho wychwyci nachalną rozbieżność między tym, co dzieje się na scenie, a tym co płynie z głośników. Prawie bezbłędnie skorelowano ruch buzi wokalisty czy onanistyczne galopady po gryfach gitar z dochodzącym soundem, ale tylko prawie. Rozjazd jest na tyle duży, że receptory słuchacza włączają czerwony alarm sceptycyzmu. Ostatecznie występ wychodzi bardziej jak klip zmontowany z koncertu (np. patrz "Wherever I May Roam" czy "Sad But True" Metalliki), co niestety kładzie cień na odbiorze całego show. Wiem, że to normalka, ale jak zwykle przywołam "Live In L.A." lub "Live In Eindhoven" Death, gdzie fajerwerków brzmieniowo kaskaderskich było jak na lekarstwo, ale wszechobecny naturalizm oddawał prawdziwą atmosferę występu. Może też razić nachalność pokazywania wtrąconych z głupia frant obrazków publiczności rozkręcającej młyny czy inne ściany śmierci. Jest tutaj tego tyle, że można się zastanawiać, czy aby Exodus nie walczą za wszelką cenę z upływającym czasem epatując motywami jednoznacznie podkreślającymi, że może i powstali w 1980, ale takiej rozpierduchy jak oni, to dzisiaj nie funduje nikt, a przecież każdy wie, że tak nie jest.
Ostatecznie patrzeć na to jednak nie trzeba, bo jako druga płyta figuruje tutaj zapis audio, na którym nie zabrakło takich klasyków, jak "Bonded By Blood" czy "A Lesson In Violence", a który ze względu na produkcję i zestaw kawałków może na wyrost być uznany soundtrackiem poprzedniego dysku. Ze względu na powyższe i taki a nie inny zamysł układu tej części "live", najważniejszym na tym digi okazuje się być ostatnia składowa "Shovel Headed Tour Machine", czyli dokument "Assorted Atrocities" poświęcony historii kapeli - zarówno tej starszej, jak i tej nowszej. To prawdziwy skarb, nie tylko dla fanów. Kronikarski kawał legend z obozów Bay Area Thrashers, przeplatany wypowiedziami muzyków i doskonałymi fotkami z Exodus w roli głównej oczywiście. Kto ciekawy, kto i jak rozpijał Paula Baloffa i w jaki sposób porysować markerem gębę skacowanego wielkoluda Nicka Barkera - tutaj znajdzie kompletną listę odpowiedzi na dręczące go pytania. Urywki z koncertów klubowych, live on tour, backstage, masa ciekawostek, anegdot - sprawiają, że rzecz ogląda się z przyjemnością, a atmosfera zaprezentowana na tym filmie jak najbardziej potwierdza: być może sukces odstawił Exodusów gdzieś na starcie, ale swoje robią z potrzeby serca i dla tych tylko, którzy chcą ich słuchać. Żadnego wciskania "bullshitu", nagrywania bzdetnych rzeczy dla zwiększenia popularności czy aspiracji ścigania się z Metalliką i Megadeth. Król tutaj pokazany jest nagi do kości. Takiego się szanuje i takiemu się służy jako fan lub zupełnie nie akceptuje i porzuca. Kawał historii metalu, przepiękny digibook, bak ciekawostek dolany do pełna, polecam wszystkim, szczególnie ciekawskim.
Warto skupować takie towary i trwać w nieustającej edukacji lub reedukacji, bo ledwie się obejrzysz człowieku, a sam uwierzysz, że zbawieniem metalu i następcą m.in. Exodus są samurajowie z Trivium lub farmerzy z Lamb Of God. Metallica, Megadeth, Slayer, Testament, Anthrax, Anihilator, Exodus - kończy się pewien najważniejszy dla metalu etap - trzeba więc mieć to na papierze, jak fotkę pradziada z radziecką flagą zatkniętą na Reichstagu...
BTW, dlaczego nie ćwiczyłeś na wuefie? ;P
Do widzenia.
Materiały dotyczące zespołu
- Exodus
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Black Sabbath "Born Again"
- autor: Paweł Kuncewicz
- autor: Szymon Wroński
Kruk "Before He'll Kill You"
- autor: Paweł Kuncewicz
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Trauma "Archetype of Chaos"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Strachy na Lachy "Dodekafonia"
- autor: Kępol
Nazywanie marnymi bździnami ekip tam występujących jest ... oznaką słabości piszącego. Z istniejących obecnie nie wystąpiły tam jeszcze tylko AC/DC, Metallica i Judas Priest. No i Ozzy.
Nie ma żadnej "legendy Kirka". Obecność wieki temu Hammetta w Exodusie nie ma dla fanów Exo praktycznie żadnego znaczenia. ot taki epizodzik w karierze, więc epatowanie tym faktem przez cały wstęp nie ma sensu. Reszta recenzji oddaje ducha tego koncertu i wydawnictwa. Synchro siada, fakt.