- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Evergrey "The Inner Circle"
Wewnętrzny krąg... Tajemniczy tytuł, mający w sobie także coś odrobinę mistycznego... Tak zatytułowany album nagrali Szwedzi z zespołu Evergrey. Ci sami, którzy parę lat temu rzucili mnie na kolana i bardzo mocno zdeptali płytą "In Search Of The Truth" - znakomitym koncept-albumem opowiadającym o dramatycznych przeżyciach osoby, która kiedyś została uprowadzona przez Obcych. Zdanie to brzmieć może nieco infantylnie, ale tylko i wyłącznie dla kogoś, kto nie słyszał płyty. Ta bowiem, poza znakomitym wykonaniem i świetnym połączeniem melodii i ciężaru, ma w sobie mrok, budzi niepokój... Po prostu ma w sobie to coś, co czyni albumy wyjątkowymi...
Ani wcześniejsze dokonania Evergrey - choć są na dobrym poziomie - ani późniejsze "The Recreation Day" nie były w stanie wzbudzić u mnie emocji i uczuć jak "In Search...". Ba, niewiele było W OGÓLE takich płyt... Teraz jednak Evergrey wydał płytę niemal równie znakomitą. W "The Inner Circle" zespół powraca do formuły koncept-albumu - tym razem temat jest bardzo kontrowersyjny i bardzo na czasie: religia i jej mroczne strony, fałszywi kaznodzieje, kryzys wiary. Z pewnością teksty są na tej płycie bardzo ważne, ale oczywiście najlepszy nawet tekst "ubrany" w przeciętne nutki nie zrobi wielkiego wrażenia na słuchaczu. Tutaj nie ma potrzeby aby się o to obawiać - muzyka znakomicie podkreśla tekstową zawartość albumu. Znów jest mrocznie, z każdego kącika czai się coś nieodgadnionego i tajemniczego, każda nutka kryje... coś... Znów mamy na "The Inner Circle" zachowaną idealną równowagę między melodią i ciężarem - oba czynniki wymieszane przez Evergrey z wyczuciem i doświadczeniem genialnego chemika. Dawka melodii jest taka, aby nie "przesłodzić" muzyki, ale na tyle duża, aby wyeksponować i uwypuklić emocje. A ciężaru jest akurat tyle, ile trzeba, aby nie "przybić" muzyki i nie zmienić jej w toporną miazgę. Dynamiczne i ciężkie riffy, wybijająca zęby mocna i precyzyjna sekcja, ulatujące dźwięki klawiszy i wokal Toma Englunda... Jeden z najbardziej charakterystycznych w metalowym światku i z pewnością jeden z najlepszych. Mocny, chropowaty, czasami dosłownie rozrywający duszę ładunkiem emocji, które niesie... Mroczny klimat płyty znakomicie podkreślają symfoniczne wstawki w wykonaniu Gothenburg Symphony String Quartet, a także ciekawy żeński wokal szanownej małżonki Toma Eglunda - Cariny Kjellberg.
I w sumie mamy płytę doprawdy znakomitą. Już od pierwszych sekund, gdy zaczynają wybrzmiewać spokojne i niezwykle niepokojące nuty otwierającego płytę "A Touch Of Blessing" nie ma po prostu możliwości, aby nie dać się wciągnąć tej atmosferze. Klimatowi. Melodii. I energii, bo nagranie po kilkudziesięciu sekundach zamienia się w monumentalnego, okraszonego dziwnymi dźwiękami klawiszy, metalowego killera. I równie świetnie jest de facto do samego końca, przechodząc od "In Wake Of The Weary" ze znakomitą wokalizą Cariny Kjellberg, przez spokojne "Waking Up Blind", dynamiczne "More Than Ever", okraszone świetnymi klawiszami "The Essence Of Conviction" i piękne "Faith Restored", aż po kończące płytę rewelacyjne "When The Walls Go Down" - instrumentalne nagranie tak pełne pasji, że ciarki przebiegają po plecach...
Ta płyta przywróciła mi wiarę (nomen omen;)) w Evergrey, która nieco osłabła po ostatnim albumie "The Recreation Day". I zrobiła to w wielkim stylu, bo "The Inne Circle" to bez wątpienia jeden z najlepszych albumów roku 2004. Zaproszenie do mojej prywatnej listy dziesięciu najlepszych albumów roku już wysłałem.
Materiały dotyczące zespołu
- Evergrey