- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Entombed "Serpent Saints - The Ten Amendments"
Nie ma chyba na tym łez padole kapeli, którą szanowałbym bardziej niż Entombed. Nie kochał, nie wielbił i nie czcił, tylko po prostu szanował. Mało kto zasłużył bardziej na szacunek niż ta załoga deathmetalowych, szwedzkich weteranów. Zapracowali sobie na niego przez osiemnaście lat nagrywania płyt, bardzo różnych stylistycznie i jakościowo, ale zawsze do bólu szczerych i prawdziwych. Tak, tak, Szwedom stuknęła osiemnastka i z tego tytułu postanowili uraczyć nas nowym albumem. I to albumem nie byle jakim. Nieważne czy jesteś nowicjuszem na metalowym poletku, czy może starym, wylniałym weteranem, który pierwsze tanie wino obalił słuchając "Left Hand Path". Nowej płyty L.G. Petrova i spółki posłuchać musisz!
Tytuł debiutanckiego krążka Szwedów przywołałem nieprzypadkowo, gdyż ich nowemu wydawnictwu bardzo do niego blisko. Tak blisko, że przy jego przesłuchiwaniu niejedną uroniłem łzę nad minioną młodością i nad czasami, gdy na scenie królowali szwedzcy deathmetalowcy z Entombed na czele. Pomimo iż stylistycznie i brzmieniowo nowa płyta plasuje się gdzieś pomiędzy rzeczonym "Left Hand Path", "Clandenstine" i "Wolverine Blues", to jednak chłopakom (pewnie ucieszyliby się z tych "chłopaków" dziadki jedne) udało się w niektórych utworach zachować znaną z nowszych wydawnictw skoczność i death'n'rollowy luz. I niech nikt nie waży się nawet pomyśleć, że to jakieś odcinanie kuponów od dawnych sukcesów czy próba podczepienia się pod modny od jakiegoś czasu oldschoolowy trend. Sam pewnie bym sobie na nich za to poużywał, gdyby nie drobny szczegół. A właściwie dwa szczegóły. Po pierwsze to właśnie Entombed, a raczej ich wczesna inkarnacja, Nihilist, wymyślili ten styl i mają (nie)święte prawo robić z nim, co im się żywnie podoba, a po drugie i najważniejsze z punktu widzenia niniejszej recenzji, ich najnowszy krążek zwyczajnie miażdży!
Poszczególne utwory są wystarczająco zróżnicowane by zaspokoić każdego, nawet najbardziej wybrednego fana. Płyta ani przez moment nie nuży, penetrując coraz to inne rejony metalowego grania, pełnymi garściami czerpiąc z niemałego przecież dorobku kapeli. Oldschoolowe killery, takie jak tytułowy "Serpent Saints" czy znany z poprzedzającej album EPki "When In Sodom", sąsiadują z dynamicznymi, melodyjnymi kawałkami w rodzaju "The Dead, The Dying and The Dying To Be Dead" (swoją drogą niezły tytuł) czy rytmicznym, opartym na niemal doomowym riffie "In The Blood". Właściwie nie ma sensu wymieniać poszczególnych utworów, bo każdy z nich jest osobną, jasno błyszczącą perełką. W jedną całość spina je wszystkie jak zwykle doskonały, przywołujący na myśl najlepsze lata szwedzkiej szkoły brutalnego grania, wokal L.G. Petrova i mocarne, ostre jak widły Lucyfera riffy. A skoro już przy Księciu Ciemności jesteśmy, nie sposób nie wspomnieć o zamykającym krążek jemu właśnie poświęconym utworze. A jest to kawałek nie byle jaki, bo piosenka miłosna! Zatytułowana nad wyraz oryginalnie: "Love Song For Lucifer"...
Płyta została nagrana w czteroosobowym składzie, juz bez udziału Uffe Cederlunda, co prawdopodobnie wyszło jej na dobre, bo jak stwierdził w jednym z wywiadów Alex Hellid nowe pomysły Uffe z death metalem niewiele miały wspólnego. Obawy miałem natomiast co do odejścia innego wieloletniego członka zespołu, Petera Stjarnvinda. Ten, znany z udzielania się w chyba połowie szwedzkich kapel, wąsaty perkusista (m. in. Merciless, Damnation, Nifelheim) miał niebagatelny wpływ na ostateczny kształt poprzednich wydawnictw Entombed. Zachodziła obawa, że jego brak może mocno zaszkodzić nowemu materiałowi. Na szczęście jego następca Olle Dahlstedt (Misery Loves Co.) spisał się doskonale i pracy perkusji na "Serpent Saints" nie można niczego zarzucić.
Starym wyjadaczom, wychowanym na skandynawskich brzmieniach tego wydawnictwa polecać raczej nie trzeba, wystarczy wspomnieć, że przypomina pierwsze, klasyczne dokonania zespołu i rzucą się na nie jak Ojciec Dyrektor na kasę. Co do młodszych fanów, nie zaszkodziłoby im przekonać się, czym pasjonowało się niegdyś ich starsze rodzeństwo (a może nawet i rodzice). Może zrozumieliby, czym jest prawdziwy, szczery i bezkompromisowy metal, że to nie to samo, co usilnie lansowane przez duże wytwórnie, komercyjne wynalazki.
Przygotowując się do napisania tej recenzji, włączyłem sobie "Clandestine". Słuchając jej na przemian z najnowszą propozycją Szwedów, nie byłem pewien, która z nich jest lepsza. Jak dla mnie, to wystarczy za podsumowanie...
Troche mnie śmieszy łątanie ich pod szyldem death,n roll. Death metal to też rock n, roll!!!
Album najbardziej nawiazuje do 3ki - Volverine Blues.
Najbardziej szkoda, że odszedł od nich genialny kompozytor i muzyk Nicke Andersson
Materiały dotyczące zespołu
- Entombed
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Malefice "Entities"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
Dismember "The God That Never Was"
- autor: Mrozikos667
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Hurtlocker "Embrace The Fall"
- autor: Katarzyna "KTM" Bujas
To już ta płyta wydana pod szyldem Entombed AD jest lepsza.