- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Emperor "Live Inferno"
Nie wiem, kurwa, co się ze mną dzieje. Lata mijają, a entuzjazm muzyczny jakoś stale mi opada. Nie cieszą mnie "nowe" zespoły, nie widzę optymalnych dróg rozwoju dla metalu, a jeżeli już ktoś twierdzi, że takowe tworzy, to podchodzę do tego z rezerwą i nieufnością. Może po prostu już dawno temu odnalazłem w muzyce to, czego szukałem - i więcej mi nie trzeba. Ponoć punkt, w którym się zatrzymujesz, stwierdzasz że jesteś syty i zaczynasz obrastać w malkontenckie sadło, zwiastuje rychły koniec mentalny, ale nic nie poradzę, tak czasami mam. Na podobne momenty najlepszym remedium okazuje się w moim przypadku sięgnięcie po dobre i sprawdzone. I tak przechadzając się ostatnio po markecie muzycznym schwyciłem zakurzone 2 cd Emperor "Live Inferno", które jakimś cudem ominąłem w momencie premiery (pewnie z braku szmalu). Od razu przewinął mi się przed oczami mały flashback wkurwienia, jakie ogarnęło mnie wraz z nadejściem wieści o rozpadzie tej kapeli z 10 lat temu. Zarówno wtedy, jak i teraz po konsumpcji tego dubletu live, twierdziłem i nadal twierdzę, że nigdy nic równie wielkiego z ziemi Norweskiej nie wyszło. Period.
W tym momencie podniesie się larum: "gdzie tam", "pierdolisz", "do wora lamo", "a te wszystkie Satyricony, Mayhemy, Immortale czy (o zgrozo) Dimmu Borgiry?". Fakt - odniosły sukces komercyjny (w pewnych wypadkach nawet artystyczny) - ale, co podkreślam, nikt nie zrobił tego na taką, w dodatku wiarygodną do bólu, skalę co Cesarz. Muzyka tego zespołu nigdy, nawet na pierwszej płycie, nie była prostym blackmetalowym napierdalaniem dla zasady lub wręcz odwrotnie, bezmózgim kombinowaniem klawiszami i melodyjkami - w okresie tzw. rozwojowym. Zawsze tkwiło w niej coś więcej, prawdziwy nieuchwytny dla maluczkich majestat i furtka do kolejnych eksploracji, tak sprawnie prowadzonych na następujących po sobie krążkach. Nie będziemy tutaj opisywać każdej cesarskiej płyty z osobna, bo zrobiono to już na miliony sposobów.
Miast tego skupimy się na "Live Inferno", koncertówce zbierającej z kariery Norwegów to, co najlepsze, nagranej w 5 lat po rozwiązaniu działalności przez Emperor, a wydanej w 2009 r. Płyta, a raczej płyty te, to zapisy koncertów, które ekipa Samotha i Ihsahna zagrała na dwóch festiwalach - norweskim "Inferno" (2005 r.) oraz niemieckim "Wacken" (2006 r.). Nie wiem, dlaczego zebrano to razem do kupy w jednym wydawnictwie, bo zarówno jakość obu nagrań, jak i set lista są bliźniaczo wręcz podobne i na równie zajebiście wyśrubowanym levelu, ale zapewniam, że po zaznajomieniu się z zawartością gówno was to będzie obchodzić. Kto lubuje się bowiem w wydawnictwach live, tutaj znajdzie to, czego zawsze poszukuje - wierne oddanie potęgi, jaką miota metal grany na żywo. Mijają pierwsze sekundy i od razu wiadomo, kto rządzi w piekle. Rozkręcający ceremonię madley ukręcony w zasadzie z trzech kawałków z "In The Nightside Eclipse" ("Into The Infinity Of Thoughts", "Burning Shadows Of Silence" i "Cosmic Keys To My Creations and Times") w chwilę rozciera słuchacza na papkę. Tartaczne odgłosy oldschoolu, napędzane pełnymi maestrii nabiciami Tryma, nawet po tych wszystkich latach, które minęły od premiery tego krążka, w wersji live po prostu niszczą. Człowiek chwilami popada w zdumienie, jak naturalnie i drapieżnie wypadają w tych dźwiękach muzycy, którzy zakończyli istnienie swojego projektu tak odległym tematycznie "Prometheusem". Jaja panie, no ale nic.
Ledwo wybrzmiewają ostatnie tony tego składaka, już atakuje wejście trąb "Thus Spake The Nightspirit" z pamiętnej "Anthems To The Welkin At Dusk", a więc płyty zwiastującej odległość, jaka swego czasu zaczęła dzielić Emperor od reszty peletonu Norweskiej sceny. Tak więc miazga na całego. Z podziwu wyjść nie mogę, jak pięknie ta pozornie rozlazła kierunkowo kompozycja naturalnie wkręca się w klimat dynamicznej sztuki live, raz tratując wściekłymi gitarami, raz czarując pamiętnym motywem wyjściowym - ..."Nightspirit Embrace My Soul...". Dalej znów hit, tym razem z "IX Equilibrium" (za którym osobiście nie przepadam) - "An Elegy Of Icaros" - gdzie środkowa część przypomina mi muzyczkę serialu "Było sobie życie", zaraz jednak żegna go "With Strenght I Burn", który - jak każdy fan Emperor dobrze wie - wart jest swej nazwy. Początkowe wejście lawiny gitarowej wyrywa z buciorów i mieli gnaty. Ciekawostką wydawnictwa można nazwać "In The Wordless Chamber" z "Prometheus: Discipline Of Fire And Demise", ale wcale nie z powodu odszczepieństwa krążka, z którego pochodzi, a faktu, jak wspaniale ten przedstawiciel prometeizmu radzi sobie w wersji live. Zabójcze wykonanie tego bezlitosnego napierdolu przy akompaniamencie trąb pozostawia japę w pozycji permanentnego opadu "szczeny" i uświadamia, że Samoth i Ihsahn zakończyli etap twórczy pod tym szyldem w najlepszym z możliwych momentów - czyli u szczytu swoich możliwości twórczych. Rzecz kończy na jednym dysku hymn wszech czasów "I Am The Black Wizards" - tutaj komentarz oczywiście jest zbędny, bo to flagowy okręt Ikony "E", na drugim zaś potężny "Ye Entrancemperium", pozostawiając w obu przypadkach jedno wrażenie, obecnie już wspomnienie...
Wspomnienie potęgi najlepszego zespołu metalowego z Norwegii. Pamiętam, że mimo estymy, jaką darzę do dziś debiut Emperor, swego czasu - po wyjściu z pudła Samotha, a przed wydaniem "Anthems..." - nieco powątpiewałem, czy aby nie przesadzili z nazwą zespołu, jednak gdybym wiedział wtedy, co kolesie z siebie wyplują aż do 2001 r., sam nie znalazłbym bardziej trafnego określenia ich muzyki. Ryzykownie stwierdzam, że dziś, 10 lat od rozpadu, nic się nie zmieniło. Cesarz był jeden. Utwierdza mnie w tym przekonaniu potęga "Live Inferno", na którym przemawia. A jak Cesarz przemawia, to miejsce wszystkich chamów jest na kolanach - mordą do gleby.
Materiały dotyczące zespołu
- Emperor