- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Emerald "Calling The Knights"
Rączy ogier brnie przez bezkresne śniegi. Jego czarna, zmierzwiona grzywa powiewa na wietrze, a kopyta dumnie rozkopują zaspy. Na grzbiecie rumaka siedzi odziany w stal rycerz, zdecydowanym, lodowatym jak ta kraina, spojrzeniem sięgając w dal. Przez plecy przewieszony ma miecz, a w nagiej dłoni dzierży... przyrząd do odciskania w śniegu znaku Bat-Mana!? Nie, nie, moi drodzy - to krótki, acz straszliwy, topór o ostrzu dłuższym od trzonka, symbol tego, że tak, jak w tej krainie fizyka nie ma racji bytu w starciu z bohaterskością, tak w muzycznej domenie Szmaragdu przegrywa z nią muzykalność.
Pozwólcie, że zacznę od wokalisty Emerald. Po prostu nie mogę się powstrzymać. Ten facet śpiewa tak źle, że nawet by mi przez myśl nie przeszło, że ktoś z takim głosem będzie udzielać się wokalnie w zespole i to w zespole wydającym płyty. Chrypie, cedzi przez nos, zawodzi - to wszystko oczywiście w partiach przeznaczonych raczej dla kobiety. Tego się po prostu nie da słuchać. Dopełnieniem są bardzo zaangażowane teksty, poruszające ważne kwestie autotematyczne, zawsze aktualne tematy polityczne i oczywiście problemy rycerzy walczących ze smokami, opisane w niezbyt piękny sposób. Gitara rytmiczna trąci okazjonalnie jakiś akord, ewentualnie pomęczy bardzo popularny rytm "pata-taj, pata-taj", z rzadka coś bardziej złożonego... a to ostatnie pewnie gdy obsługuje ją Michael, grający też partie gitary wiodącej, która swoją drogą brzmi całkiem sympatycznie. Pomijając fakt, że solówek prawie nie słychać.
Postanowiłem jednak przemóc się i przeanalizować płytę od strony samych kompozycji. Tu nie jest tak do końca źle - słychać wyraźne inspiracje takimi zespołami jak Manowar, Running Wild czy Iron Maiden (zarówno w stylu znanym z pierwszych dwóch płyt, jak i w tym późniejszym), ale choć własnej inwencji muzyków Emerald nie ma przesadnie dużo, całość brzmi spójnie i jest to zawsze pewna odskocznia od klonów wczesnego Helloween z zacięciem rycerskim. Oczywiście niweczy to wszystko rażąco niski poziom wykonania i fatalna produkcja.
Na płycie znajduje się informacja, że wydawnictwo to zawiera dwa bonusowe utwory. Powinno się raczej napisać, że zawiera o dwa utwory mniej niż wersja oficjalna, co na pewno byłoby świetnym chwytem reklamowym. Polecam tylko zatwardziałym fanatykom stali i bohaterów, i żegnam wzniosłym "By the power of the emerald: heavy metal forever!!!"... Oby tylko jakiś inny heavy metal.
Materiały dotyczące zespołu
- Emerald