- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Elwing "War"
Elwing to kolejna heavy-powermetalowa kapela ze stajni Black Lotus, którą mam okazję opisywać. Kapela powstała w roku 2000 i w pierwszych miesiącach działała pod nazwą Merlin. Wkrótce jednak uznano, że lepszą nazwą będzie właśnie Elwing i już pod tą banderą, w roku 2001, zespół wydał swój debiutancki album zatytułowany "Immortal Stories". Po czterech latach pojawia się jego następca - "War". Album od razu zaskakuje okładką, która nie ma w sobie nic z typowej dla powermetalowego nurtu kiczowatości i przerysowania. Kwaśna kolorystyka i abstrakcyjność formy kojarzą się raczej ze stylistyką deathmetalową, a całość świetnie koresponduje z tytułem płyty.
Muzycznie natomiast mamy tu do czynienia z lubianą przeze mnie odmianą metalowego wymiatania. Wokalista bardzo fajnie operuje w niższych rejestrach, śpiewa mocno, energicznie, z odrobiną "brudku". O irytującym "pianiu" nie ma tu mowy, za to o fajnych melodiach - jak najbardziej. Riffy krzesane przez wiosłowych są przede wszystkim zadziorne i mocarne, a dopiero potem - szybkie i dynamiczne, a że mają także folkowe zacięcie, to skojarzenia biegną w stronę bardzo przeze mnie lubianego Amorphis (świetne słychać to w "Sons Of Revenge" czy "War"). Muzyka utrzymana jest generalnie w tempach średnich i średnio-szybkich, nie ma tu bezsensownego pędu instrumentów. Wszystko jest odpowiednio "chropowate" i naładowane energią, a o uproszczeniach czy metalowym "lukrowaniu" możemy na szczęście zapommnieć. Wręcz przeciwnie - momentami zaskakujące jest zagęszczenie gitar (nieco iced-earthowaty "At The Gates") czy ciężar riffów (miażdżący "Blood On My Hands"). Grecy nie boją się także momentów balladowych (bardzo ciekawy początek "Blood...") ani bardziej rozbudowanych partii instrumentalnych, czego dowodem choćby kończące płytę "Lost Humanity" czy też czysto instrumentalne nagranie tytułowe.
Wspomniane już "At The Gates", mroczno-marszowe "War" czy folkowo rozbujane "Sons Of Revenge" to moi osobiści faworyci, ale że i pozostałe numery niewiele im ustępują, to płyta jako całość jest zdecydowanie godna polecenia. Co niniejszym czynię...
Materiały dotyczące zespołu
- Elwing