- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Eluveitie "Evocation I - The Arcane Dominion"
Sztuczka z metalowym zespołem, nagrywającym akustyczną, folkową płytę, nie jest niczym nowym. Słynny album "Kveldssanger" Ulver ma już przecież czternaście lat. Od tego czasu w kręgu folk metalu jest to niemal pieczołowicie kultywowany obyczaj. Można zatem było się spodziewać, że prędzej czy później muzycy ze szwajcarskiego zespołu Eluveitie zdecydują się na taki krok. Wątpliwości wielu osób budził jedynie czas, w którym to zrobili. Po dwóch stricte metalowych płytach, Eluveitie zaczęła bowiem zyskiwać należną tej grupie popularność i wydawałoby się, że powinna pójść za ciosem, ugruntowując swoją pozycję na metalowej scenie. Zwłaszcza, że zespołom z tego regionu Europy raczej ciężko przychodzi rywalizacja choćby ze skandynawskimi projektami. Tymczasem nie dość, że dostaliśmy album akustyczny, to jeszcze w tym roku czeka nas jego kontynuacja. Dlatego od sukcesu tej płyty zależy tutaj więcej, niż w przypadku innych tego rodzaju wydawnictw. A jaka ona ostatecznie jest? Już piszę.
Przyznaję, jestem fanem muzyki etnicznej na równi z rockiem i tego rodzaju albumy stanowią dla mnie zawsze smaczną potrawę. Mimo to nie spodziewałem się, że "Evocation I - The Arcane Dominion" okaże się aż tak dobrą płytą. Jak na wydawnictwo akustyczne, nowy album Eluveitie jest zaskakująco rockowy. Mamy tutaj do czynienia z folkiem bardzo mięsistym, o typowo kontynentalnej melodyce. Bogate, etniczne aranżacje są wspomagane przez współczesną sekcję rytmiczną, która nadaje kolejnym piosenkom solidny, rockowy feeling i brzmienie. To nie żadne oazowe granie na flet i gitarę, jakiego niektórzy spodziewają się po tego rodzaju produkcjach. Niekiedy można nawet zapomnieć na chwilę, że to akustyczna płyta - dzieje się tu bowiem dużo, a tradycyjne, wyjątkowo bogate jak na tego rodzaju grupę, instrumentarium tworzy na tyle mocną ścianę dźwięku, aby nie odczuwać szczególnego żalu z powodu odstawienia przez muzyków przesterowanych gitar. A mnogość pomysłów wokalnych w postaci szeptów, recytacji, inkantacji czy wokaliz, umiejętnie wplatanych w poszczególne kompozycje, robi tutaj bardzo wiele dobrego. Oczywiście materiał jest znacznie łagodniejszy, niż na "Spirit" czy "Slanii", ale płyta z pewnością wyróżnia się swoim brzmieniem wśród dokonań typowo folkowych zespołów.
Naszą opowieść rozpoczyna intro w postaci kawałka o nazwie "Sacrapos - The First Glance". Już po tytułach można się spostrzec, że będzie on tworzył z ostatnim "Sacrapos - The Disparaging Last Gaze" spinającą płytę klamrę. Faktycznie, oba zbudowane są na podobnym podkładzie. "Pierwszy rzut oka" okazuje się wzbogaconą nastrojowym podkładem recytacją, która z miejsca przypadnie do gustu... wszystkim miłośnikom gier fabularnych. Męski głos narratora oznajmia nam bowiem, zwracając się do nas w drugiej osobie niczym klasyczny Mistrz Gry, że siedzimy przy ognisku z pozbawioną raczej uczciwych zamiarów wiedźmą, budując klimat dla rozpoczynającego się właśnie spotkania z muzycznym światem Eluveitie. W tym momencie praktycznie możemy odłożyć książeczkę z tekstami, bo reszta utworów śpiewana jest w dawnym języku galijskim, a zespół postanowił nie dołączać do nich tłumaczeń. W znajdującym się w książeczce wytłumaczeniu czytamy między innymi, że są to autentyczne teksty mające nawet dwa tysięce lat - podania, zaklęcia i klątwy, których istoty tłumaczenie nie oddałoby wystarczająco wiernie i jedynie odarło je z tajemnicy. Możemy zatem w spokoju skupić się na muzyce, zwłaszcza, że następujący teraz kawałek "Brictom" to wyjątkowo melodyjna, bardzo udana, skoczna piosenka. Podobnie jak w większości utworów, partie wokalne są tutaj dziełem Anny Murphy, która spisała się na tej płycie wręcz wybornie. Jej głos znakomicie pasuje do muzyki, a linie melodyczne są na tyle interesujące, że wcale nie tęsknimy za znanym z poprzednich płyt growlem. Który zresztą chwilami również dane nam jest usłyszeć, jako dodatek przypominający, z kim mamy tak naprawdę do czynienia.
"A Girls Oath" to krótka kompozycja, stanowiąca łącznik pomiędzy "Brictom" i "The Arcane Dominion". Oprócz instrumentów ludowych i obecnego w tle wiatru, słyszymy tu recytację, jej treści możemy się jedynie domyślać. Co ważne, tego typu przerywniki na tej płycie są na tyle klimatyczne i ciekawe, że ani przez chwilę nie myślimy o tym, aby któryś z nich przewinąć i przejść do bardziej mięsistej potrawy. Tytułowy kawałek, "The Arcane Dominion", rozpoczyna przygrywka na flecie, do której powoli dołączają kolejne instrumenty, aż w końcu daje się usłyszeć bliski growlu, zduszony krzyk i kompozycja nabiera pełnej, rockowej mocy. Jest to przez zdecydowaną większość czasu utwór instrumentalny, ale wzbogacony ciekawymi wokalizami i urywkami rozmów w tle. To jedna z tych piosenek, które powodują, że do tej płyty naprawdę chętnie się wraca. Kolejne dwa fragmenty albumu są już stricte instrumentalne. Pierwszy z nich to "Within the Grove", w którym główną rolę odgrywa flet, elegancko uzupełniany innymi tradycyjnymi instrumentami. Ten delikatny, trwający niecałe dwie minuty utwór, stanowi wstęp do niewiele dłuższego "The Cauldron of Renascence", który przenosi nas w świat o wiele żywszych dźwięków. Niejednej powermetalowej kapeli można by zalecić posłuchanie tego kawałka, choć według mnie byłoby jeszcze lepiej, gdyby wykorzystano tutaj dodatkowo skrzypce.
"Nata" to w mojej opinii najsłabsza piosenka. Intencje muzyków były oczywiste - jest to śpiewana niemal a capella (muzyka przypomina tutaj raczej filmowy underscore, niż akompaniament) na dwa męskie głosy galijska pieśń, która jednak średnio wpasowuje się w płytę i tutaj faktycznie może nas najść ochota, aby przeskoczyć dalej. Z kolei "Omnos" to najbardziej singlowy utwór, o dość współczesnej melodyce, który mógłby z powodzeniem wystartować na konkursie Eurowizji. Edycja specjalna albumu zawiera zresztą jego metalową wersję, określoną jako "wczesna". Z początku trudno było mi się do niego przyzwyczaić, ale po kilku przesłuchaniach płyty okazał się całkiem znośny, zwłaszcza ze względu na skoczną melodię. "Carnutian Forest" to kolejny dość szybki utwór instrumentalny, z wyeksponowaną grą sekcji rytmicznej, która mocno wpływa tutaj na oblicze całej aranżacji. No, nie do końca instrumentalny - w finale otrzymujemy smakowitą mieszankę wokaliz i chórków. Z kolei "Dessumiis Luge" wita nas mrocznymi szeptami i taki właśnie jest klimat tej kompozycji, w której najważniejszą rolę spełnia stylizowana na rzucające zaklęcia wiedźmy melorecytacja. Z każdym kolejnym przesłuchaniem fragment ten wspominamy coraz cieplej.
Powrotem do instrumentalnych pejzaży jest "Gobanno", łagodny utwór, w którym po raz pierwszy istotniejszą rolę spełnia gitara akustyczna, choć główna melodia wygrywana jest przez flet. Ponownie towarzyszą nam tu momentami inkantacje, tym razem wymawiane głosem męskim. "Voveso in Mori" to z kolei kompozycja dziwna, co wcale nie znaczy, że słaba. Mamy tutaj ładną, dość oryginalną melodię i spełniające istotną rolę w aranżacji gitary, w połowie zaś po raz pierwszy słyszymy kojarzącą się z nagraniami Opeth akustyczną solówkę. Delikatny śpiew w refrenie miesza się z recytowanym monologiem, co jest na tej płycie częstym i godnym pochwały zabiegiem. Ze wszystkich instrumentalnych kompozycji, zdecydowanie najlepsze obok "The Arcane Dominion" wrażenie robi "Memento". To utwór pełen energii, z mocnym kopem sekcji rytmicznej i świetną melodią. Można powiedzieć tylko tyle, że aż chciałoby się więcej. Nie ma jednak co się zatrzymywać, bo po niej następuje równie dobry finał płyty - jeśli oczywiście nie liczyć zamykającej ją, wspomnianej już krótkiej "Sacrapos - The Disparaging Last Gaze". Piosenka "Ne Regv Na" z powodzeniem mogłaby doczekać się swojej bardziej rockowej wersji na albumie któregoś z gotyckich zespołów i stanowić najmocniejszy jego punkt. W folkowej aranżacji brzmi jednak świetnie, a słodki głos Anny Murphy jest tutaj odpowiednio wyeksponowany. Z całą pewnością będzie to jedna z najlepszych, "metalowych" ballad tego roku.
Tak mniej więcej przedstawia się nasze spotkanie z akustycznym obliczem Eluveitie. Dla mnie okazało się ono znacznie ciekawsze od wcześniejszych, metalowych albumów i z przyjemnością będę oczekiwał na ciąg dalszy. Najlepsze wrażenie na "Evocation I - The Arcane Dominion" robią piosenki "Brictom" i "Ne Regv Na" oraz instrumentalne utwory "The Arcane Dominion" i "Memento". Z całą pewnością zaś pozbyłbym się kompozycji "Nata", która wraz z następującą po niej "Omnos" burzy strukturę płyty.
Trudno przewidzieć, jaki wpływ na dalszą karierę grupy będzie miał ten album, ale ja spodziewam się jej jeszcze większego przyspieszenia. Na szczególne wyróżnienie zasłużyła według mnie dwudziestoletnia wokalistka Anna Murphy, grająca również na lirze korbowej, którą bardzo chętnie usłyszę jeszcze na niejednej płycie. Przy całym szacunku dla jej instrumentu, ukazała tu bowiem bardzo duży potencjał i szkoda byłoby go marnować na pojedyncze piosenki w ramach regularnych, metalowych płyt Eluveitie. A tak poza wszystkim - bardzo ładna z niej dziewczyna.