- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Eloy "Ocean"
Wydany w 1977 roku "Ocean" jest szóstym długogrającym albumem niemieckiej progresywnej grupy Eloy. Wokalista zespołu, Frank Bornemann, wykonał tu wszystkie utwory w języku angielskim i niekoniecznie zrobił to w 100% poprawnie, dlatego płyta spotkała się z krytyką wśród ówczesnych tekściarzy i muzyków.
Ocean jest jednak zdecydowanie jednym z najdziwniejszych, najbardziej zaskakujących i fascynujących albumów tego gatunku, jakie kiedykolwiek słyszałam. Muzyka mogłaby się na pozór wydawać prosta, momentami nawet monotonna - ale nic bardziej mylnego. Tytuł tego krążka jest jak najbardziej adekwanty do odczuc, jakich można się po nim spodziewać. Słowa, które tylko po części oddają jego charakter to: kuriozalny, nietuzinkowy, niezwykły, czasami niepokojący, a to wszystko poprzeplatane z harmonią, ładem i porządkiem. Album ten jest swojego rodzaju opowieścią o odległym, nieznanym, baśniowym, a raczej mitologicznym świecie. Głębia, której nie da się opisać słowami, bije z każdego zakątka tej wspaniałej płyty.
Utwór otwierający, "Poseidon's Creation", jest opowieścią o Atlantydzie - mitycznej, obfitej w bogactwa natury, krainie, będącej miejscem istnienia rozwiniętej cywilizacji. Wyspa ta została jednak zniszczona przez serię trzęsień ziemi i zatopiona przez wody morskie. Pojawia się tu imię mitologicznego boga Posejdona, władcy mórz i oceanów, który dla bezpieczeństwa wyspy otoczył ją wysokimi wałami i szerokimi fosami. Potomkowie Posejdona oraz ziemskiej kobiety imieniem Kleito, zbudowali wspaniałe miasto. Na wzgórzu postawili królewski pałac ze świątynią Posejdona w środku. Była ona otoczona złotymi murami i wyłożona srebrem... Jak śpiewa Bornemann - oczy ludzkie nigdy wcześniej nie widziały czegoś takiego. To najbardziej lubiany przeze mnie kawałek Elojów z tej płyty. Pasaż instrumentów trwa prawie do piątej minuty, w tle dźwięki naśladujące odgłosy echa gdzieś w głębinach... Następnie wchodzi wokal. Frank śpiewa nieprzerwanie przez ponad trzy minuty, a utwór kończy się melodią z charakterystyczną dla grupy "skaczącą" gitarą, klawiszami oraz chórami. Całość trwa niecałe 12 minut
Kolejnym utworem jest "Incarnation Of The Logos", rozpoczynający się od słów: "No native soil, no ocean, no salty wave, no sky above"... Żadnych żyjących istot, żadnego ruchu, żadnych kolorów, żadnych patrzących oczu. Na rodzimej ziemi nastała kompletna pustka. Gwiaździste niebo, Księżyc, Słońce i nieświadome planety zdają się tkwić w bezruchu. Obok śpiewającego Bornemanna można usłyszeć co jakiś czas także głos basisty zespołu - Klausa Petera Matziola, który odgrywa tu rolę narrratora, wtrącając co jakiś czas słowa pomiędzy śpiew Franka. Matziol w tekście nawołuje do wewnętrznego przebudzenia się. Na ziemi coś zaczyna się dziać. Nagle ukazuje się światło, horyzont otwiera się, napełnia głosem. Wszystko zaczyna się puruszać i drżeć. Powstaje żywa istota, na dwóch nogach. Utwór zaczyna się spokojnie i wraz z rozwojem sytuacji nabiera tempa. Pierwszą część tekstu kończą powtarzające się kilka razy słowa "Primary procreation is accomplished" - "Pierwotna prokreacja została dokonana..." Później następuje część instrumentalna, kilka wersów śpiewu i to już koniec utworu.
Trzeci kawałek na płycie - "Decay Of Logos" - to "oddanie chwały władcy". Mowa tu o przemocy, śmierci, obowiązku, ofierze, krwi, czy bólu. Dość ciężki utwór, zarównie muzycznie, jak i tekstowo. Jednak przede wszystkim specyficzny rytm i brzmienie są elementami, które odrazu przykuwają uwagę słuchacza
Płytę zamyka "Atlantis' Agony At June 5th - 8498, 13 p.m. Gregorian Earthtime (15:35)", rozpoczynający się monologiem Matziola. Zanim usłyszymy głos Franka mija ponad osiem minut.W swym katastroficznym monologu Klaus przywołuje tym razem bogów egipskich: Hathor oraz Re i nawiązuje tu do metafizyczno-ezoterycznej koncepcji tzw. Oka Horusa, symbolu oka Boga pilnującego ludzi. Świetne efekty dzwiękowe tworzą wrażenie ogromnej przestrzeni, ciemności, kosmosu, szumu wiatru, a zarazem wzniosłości i potęgi. Instrumenty wyprzedzają się wzajemnie. Album kończy się podsumowującym całość przekazu stwierdzeniem, że wszyscy jesteśmy cząstką oceanu, zagubieni i wystraszeni.
"Ocean" zdaje się być dokładnie przemyślanym albumem. Po pierwszym przesłuchaniu można mieć odczucie, że jest tu sporo improwizacji, ale kiedy wsłuchamy się dokładniej, zobaczymy, że każdy, nawet najmniejszy szczegół jest przemyślany i dopracowany. Genialne gitary, lekko drżący wokal, tekst który porusza wyobraźnię (np. w "Poseidon`s Creation") oraz doskonale wręcz budowane napięcie ("Incarnation of Logos"), intonacja głosu Bornemanna współgra z intrumentami tworząc niezwykły efekt. Jak dla mnie, ta płyta jest dziełem sztuki.
Materiały dotyczące zespołu
- Eloy