- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Edguy "Savage Poetry 2000"
W roku 1995 niemiecki zespół Edguy wydał swój debiutancki album zatytułowany "Savage Poetry". Pięć lat później wytwórnia oraz muzycy postanowili ponownie nagrać utwory z debiutu i wydać je jako "Savage Poetry 2000". Przemawiała za tym mała ilość "oryginalnej" płyty debiutanckiej dostępnej w sprzedaży (a więc także jej wysoka cena), a także zapewne prosta, jakże ludzka, chęć zysku :). Nie wnikając w przyczyny, większe doświadczenie, umiejętności i pewność siebie członków Edguy miała spowodować, że "Savage Poetry 2000" będzie prezentować nową, oczywiście znacznie wyższą jakość. Ja miałem okazję słyszeć tylko wersję "new and improved" :), więc nie mam porównania do "Savage Poetry", jednak bez wątpienia mogę stwierdzić, że poprawiony debiut udał się Edguy naprawdę dobrze...
Muzyka prezentowana na płycie to w dużej części klasyczna, niemiecka szkoła metalowa, choć trochę odmiennych stylistycznie zagrywek można tu również sporo znaleźć (ale o tym za chwilę). Gitary grają z odpowiednią mocą i energią, czasem wygrywając naprawdę świetne riffy, perkusja również brzmi żywiołowo i dynamicznie, choć przesadnych kombinacji to tu nie ma, a klawisze odzywają się raczej rzadko. Bez wątpienia każdy z muzyków prezentuje naprawdę wysoki poziom, jednak przy całym szacunku dla nich, zdecydowanie największe wrażenie robi wokalista. Ciekawa barwa, kojarząca się trochę z Bruce'em Dickinsonem, a trochę z Geoffem Tate'em (Queensryche), łatwość wchodzenia w wysokie partie, odpowiednia zajadłość. Wokalista to naprawdę mocna strona Edguy.
Teraz nieco o samej płycie. Mamy tu dziewięć nagrań, trwających 53 minuty. Magnum opus albumu jest dla mnie zdecydowanie "Eyes Of The Tyrant". Dziesięciominutowe nagranie z wyraźnie odciśniętym progresywnym piętnem, którego moja dusza nie mogła przeoczyć :). Na początku mamy delikatny fortepian, na końcu prześliczną gitarę (przypominająca zakończenia "maidenowskiego" "The Prophecy"), a pomiędzy tymi spokojniejszymi fragmentami znakomity riff przewodni, mnóstwo zmian rytmu i melodii oraz wspaniałą część instrumentalna. Znakomitymi nagraniami są również bez wątpienia "Roses To No One" - nastrojowa i bardzo niepokojąca ballada, "Hallowed" upstrzone niesamowicie surowymi riffami oraz "Key To My Fate" z mrocznymi klawiszami w tle. Dobre wrażenie robi także piekielnie dynamiczne "Sacred Hell" oraz "Frozen Candle" z przypominającymi trzaśnięcia bicza uderzeniami perkusji (trochę jak w "judasowskim" "Leather Rebel") oraz cudownym elektryczno-akustyczny duetem gitar. "Misguiding You Life" podoba się nieco mniej, ale nie można go pominąć choćby ze względu na naprawdę rozbrajający, pseudofolkowy motyw gitarowy. "Sands Of Time" oraz "Power And Majesty" to relatywnie najsłabsze i najmniej zapadające w pamięć nagrania, ale i one bez wątpienia są nagraniami dobrymi.
Wszystko to dałoby płytę bardzo dobrą, gdyby nie to, że na płycie jest sporo fragmentów, w których zastosowane rozwiązania melodyczne są nieco irytujące (a przynajmniej mnie irytują). Głównie dotyczy to niektórych refrenów, które brzmią w moich uszach zbyt... banalnie, prosto oraz patetycznie. Myślę, że takie np. "Hallowed", "Power And Majesty" czy też "Sacred Hell" byłyby lepsze, gdyby nieco więcej przy nich pokombinowano. No i nie mogę zapomnieć o nieszczęsnym... jodłowaniu (sic!!!) w "Power And Majesty", które przyprawia mnie o gęsią skórkę (w negatywnym tego słowa znaczeniu). Po co to zrobiono? Nie mam pojęcia... W sumie płyta jest naprawdę ciekawa. Niby niespecjalnie oryginalna, ale sporo naprawdę ciekawych rozwiązań oraz świetny wokal powodują, że nagrania (lub chociaż ich fragmenty) mocno zapadają w pamięć. Dobra płyta.
Materiały dotyczące zespołu
- Edguy