- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dying Fetus "Reign Supreme"
Nie byłem i nie jestem zwolennikiem Dying Fetus, ale doceniam ogromny wpływ trio z Maryland na death metal sam w sobie, jak i na wciąż superpopularny deathcore. W zasadzie wychodzi na to, że wespół z Aborted dali podwaliny dla tej muzyki, a wszystko to dzięki "breakdownom".
Tych na "Reign Supreme" nie brakuje, ale są to partie, które mają na celu być odskocznią i urozmaiceniem muzyki, nie zaś jednym z głównych motywów. W zalewie blastów, szczekanych (growlowanych) wokali czy popisów technicznych, każdy element - niebędący częścią deathmetalowej układanki, jak chwilowe wycieczki w stronę hc czy grindu - odświeża formułę. Chociaż, z drugiej strony, zespół taki, jak Dying Fetus nie musi nikomu udowadniać, że ma zarówno pomysł na siebie, własny brutalny i bezkompromisowy styl, jak i zdolność przekuwania wkurwienia w łatwo zapamiętywane utwory.
To w death metalu rzadkość, tym bardziej, jeśli przez lata niejako krąży się wokół raz wypracowanego stylu. Powtarzalność muzykom nie grozi, a z albumu na album jest lepiej, równiej, gęściej, a i produkcyjnie z longa na long podnoszą sobie poprzeczkę. Nie jest idealnie, ale pod tym względem do absolutu w tak intensywnej muzyce już wiele nie brakuje. Obok tegorocznych wydawnictw Job For A Cowboy czy Cattle Decapitation, "Reign Supreme" to obowiązkowy materiał, który wymaga natychmiastowego przyswojenia. Headbanging gwarantowany. A poza tym, czego innego słuchać, jak w mainstreamowym death metalu taka posucha?