- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Drowning Pool "Full Circle"
Zmiana wokalisty rzadko wychodzi zespołowi na dobre. Po odejściu Jasona Jonesa można się było spodziewać, że Drowning Pool zatonie i zaginie po nim ślad. Pojawił się jednak Ryan McCombs, człowiek który do tej pory zdzierał gardło w Soil. Zamiast odtwarzać styl poprzednika, wprowadził w szeregi kapeli nową jakość i tak oto powstał całkiem interesujący album "Full Circle".
Wypadałoby zacząć od tego, że mimo innowacji, Drowning Pool nadal zajmuje się działką klasyfikowaną przez wielu jako nu metal. Trochę to krzywdząca szufladka dla kapeli, zwłaszcza, że siedzi w niej razem z nastoletnimi, rapującymi pseudorockerami w za dużych spodniach i trampkach za dwa dolary. Styl Drowning Pool nie zmienił się jednak na tyle, by wymyślać dla nich nowe nazewnictwo, więc zamiast skupiać się na przyklejaniu zespołowi odpowiedniej etykietki, zajmijmy się oceną wyników ich wizyty w studiu nagraniowym.
Pierwsze co mi przychodzi na myśl, kiedy pomyślę o tej płycie, to określenie "przebojowa". Ryan McCombs ma łeb do wymyślania melodii i po dłuższej przerwie w muzykowaniu sypnął z niego garścią niezłych pomysłów. Wpadające w ucho linie melodyczne i wachlarz różnych wokali (od spokojnego śpiewu, przez rockową chrypę, po wrzask) tworzą materiał na tyle różnorodny, że pomimo niezbyt skomplikowanej struktury piosenek, cały czas coś się w nich dzieje. Nie bez znaczenia jest też fakt, że gitarzysta C.J. Pierce oprócz młócenia akordów, kombinuje z riffami i robi użytek z procesora efektów. Ciekawym novum są także partie akustyczne, które sami muzycy określają mianem "southern rocka". Jeśli chodzi o miksowanie utworów, nie ma niespodzianek. Charakterystycznie dla twórczości Drowning Pool, na pierwszy plan wybija się wokal, a mocne, lecz ładnie brzmiące gitary stanowią dla niego dobrze zharmonizowane tło. I to w zasadzie tyle na temat warsztatu kompozytorskiego czwórki z Dallas. Włączamy płytę.
Tak jak obiecałam, jest melodyjnie, przebojowo i całkiem energicznie. Już pierwszego kawałka, "Full Circle", słucha się przyjemnie i mimo że nie jest to miażdżący deathmetalowy walec, trzeba przyznać, że poziom ciężkości ma całkiem przyzwoity. Pierwsze trzy utwory (tytułowy, "Enemy" i "Shame") to jedna z mocniejszych sekwencji na płycie. Spokojniej robi się podczas pesymistycznego "Reborn" i nieco nużącej balladki "Reason I'm Alive". Są w tych utworach przyjemne momenty, ale zdecydowanie nie należą one do najjaśniejszych punktów albumu. Teraz kolej na numer, który panowie z Drowning Pool wydelegowali na wizytówkę płyty. Singiel "Soldiers" może nie był tragiczny, ale po przesłuchaniu całego "Full Circle" pozwolę sobie stwierdzić, że można było wybrać lepiej. Mam na myśli następujący po dołującym "Paralyzed", pierwszorzędnie komercyjny, ale jakże wgryzający się w pamięć "Upside Down". Paradoksalnie, jest to najbardziej "metalowy" kawałek na płycie. Zaryzykuję nawet określenie mroczny. A przy tym prawie tak chwytliwy, jak kolejna pozycja, genialna ballada "37 Stitches". Banalny i prosty utwór, trzy riffy na krzyż, spokojny wokal i tekst oczywiście o nieszczęśliwej miłości. I co? I bomba. Okazuje się, że w prostocie siła. Kolejne trzy numery to chwila radości dla pana McCombsa, który wydziera się ile dusza zapragnie pod adresem jakiejś eks-miłości. A teraz uwaga... będzie kower! I to nie byle jaki. Krzywdzony już przez wielu wykonawców "Rebel Yell" Billy'ego Idola. Powiem krótko: rewelacja!
Może od strony technicznej nie ma się czym zachwycać, a utwory momentami są aż nadto przyjazne radiu, ale wiecie co? Podoba mi się ten album. Stojąc na stanowisku, że dobra muzyka, to nie tylko przekombinowane technicznie połamańce, przyznaję płycie "Full Circle" osiem punktów.