- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dreamtone & Iris Mavraki's Neverland "Reversing Time"
Kulisy powstania albumu "Reversing Time" Neverland są intrygujące, szczególnie, jeśli popatrzymy na historię miłości turecko-greckiej, realizującą się wspaniale, dla przykładu - na Cyprze. Tym razem jednak nie mamy do czynienia z politykami, więc nic dziwnego, że muzykom udało się wspólnie nagrać dobry i ciekawy materiał, pozyskując do jego stworzenia wielu wspaniałych gości - muzyków Blind Guardian, Shadow Gallery i Evergrey. Do współpracy zaproszono również Philarmonia Istanbul Orchestra pod kierownictwem Hakana Sensoy. Album miksowany był w szwedzkim "Division One Studios", a poszczególne partie nagrywano w siedmiu różnych studiach.
Kawałek po kawałku - otwierający "Shootig Star" daje dobry przedsmak tego, co czeka nas na całej płycie. Czyste wokale, zdecydowany nacisk na solówki, lekko ciążące w stronę art-rocka. Bogata instrumentalizacja - momentami słychać same smyczki, kilka zmian tempa i nastroju, lekko banalny tekst. "To Loose the Sun" praktycznie niczym się nie odróżnia, może tylko jeszcze większym natężeniem patosu. Powermetalowa epickość leje się z głośników strumieniami i po tych dwóch numerach już jesteśmy gotowi do mordowania smoków i ratowania księżniczek. W trzeciej kompozycji, zatytułowanej "Mankind is a Lie", Iris Mavraki zaczyna być nieco lepiej słyszalna. I znowu masa gitarowych wygibasów z dodatkiem filharmonicznych aranżacji. "Everlasting Tranquillity" to utwór, jak sugeruje jego tytuł, niezwykle spokojny. Iris rozwija tu swój wokalny talent, symfoniczne aranżacje (a szczególnie smyczki) wypadają świetnie. To chyba jedna z najlepszych kompozycji - naprawdę przyjemnie się go słucha. Kolejny numer - "Reversing Time" to powermetalowa ballada, z mocnym (jak na power metal), męskim wokalem, nafaszerowana orkiestrowymi wstawkami. Całość przyjemnie komponuje się z perkusją i gitarowymi solówkami. Mimo wszystko dobrze, że utwór trwa cztery - a nie czternaście minut. Dotarliśmy do półmetka - "Black Water" utrzymany w estetyce całego albumu nie zaskakuje. Jedna melorecytacja Iris jest leciutkim odejściem od standardu, można było poeksplorować ten element i zrobić z nim coś ciekawszego. Następna jest króciutka balladka "Mountain of Judgement", bardzo przyjemnie zaśpiewana pełnym, czystym głosem, z towarzyszeniem praktycznie samych klawiszy. Później "Mountain of Joy", spływająca patosem i epicką wzniosłością wokalu Canatana i chórków. Troszkę tam jest problemów z upchnięciem sylab w linijkach, gdzieś ktoś nie do końca przemyślał ten kawałek. Momentami również wokal po prostu przynudza. Liczyłem, że przed finałem płyty stanie się jeszcze coś ciekawego - ale wciąż jest tak samo, solówki, partie śpiewane, chórki i orkiestra symfoniczna. Nic specjalnego nie przynosi też przedostatni numer - "World Beyond These Walls" - to nadal tak samo dobrze zagrany operowy power metal. Dopiero ostatni kawałek, instrumentalne "Transcending Miracle", pokazuje, co mogłoby się dziać na tej płycie, gdyby ktoś miał troszeczkę więcej odwagi. Zdecydowanie jeden z najlepszych numerów, jakie ostatnio słyszałem. Pełen potęgi, troszeczkę może gaymetalowy, ale nadal świetny i ciekawy. Ba! W finale mamy nawet sax na samiutkim wierzchu.
Nie wiem, czy Dreamtone lub Iris mają w Polsce jakichś fanów - jeśli tak, to "Reversing Time" będzie dla nich niebywałą gratką. Powinien też ucieszyć uszy wszystkich wielbicieli takich kapel jak Hammerfall, In Flames, Blind Guardian czy Shadow Gallery. Porządny, ciekawy i fachowy album na mocną siódemkę.