- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dream Theater "Train Of Thought"
Czy można całkowicie obiektywnie opowiedzieć o nowej książce swojego ulubionego autora? Filmie ukochanego reżysera? O płycie zespołu, który od dawna okupuje pierwsze miejsce na prywatnej liście pt. "Najlepsze kapele świata"? Na pewno nie. Czy ja zatem, jako wielki fan Dreamów, będę obiektywny pisząc o ich nowym albumie? No cóż... Nie. Ale spróbuję... ;)
"Train Of Thought" to do pewnego stopnia kontynuacja pomysłów z poprzedniego albumu. Dotyczy to przede wszystkim ogólnego klimatu, brzmienia oraz stopnia rozbudowania poszczególnych numerów na płycie. Mamy tu bowiem siedem kawałków i aż 70 minut muzyki: trzyminutowy "Vacant" i ośmiominutowy "As I Am" to wyjątki - reszta numerów przekracza próg dziesięciu minut. Trochę jest na tej płycie z "Falling Into Infinity", odrobina ze "Scenes From A Memory", chwilami słychać starą, dobrą Metallikę. Ale oczywiście nie ma tu mowy o wtórności i kopiowaniu samych siebie, bo Dream Theater to jeden z nielicznych zespołów, który na każdym albumie stara się zrobić coś innego niż do tej pory. Tak jest także tym razem.
Od razu rzucającą się w uszy różnicą jest ciężar riffów i agresywność muzyki w całości. Czegoś takiego nie było nigdy wcześniej w historii kapeli - ani na "Awake", ani na "Six Degrees...". Wystarczy posłuchać początkowego riffu "In The Name Of God", instrumentalnej części "Endless Sacrifice" czy przesterowanych, drapieżnych wokaliz Jamesa. W porównaniu do poprzedniej płyty, "Train Of Thought" ma także zdecydowanie więcej dynamiki, a przy tym jest znacznie bardziej chwytliwa i porywająca. Bardzo nośnych melodyjnie wersów jest tu naprawdę sporo, podobnie co poniektóre partie gitar i klawiszy momentalnie i na długo zapadają w pamięć. Mam także wrażenie, że album ten jest najbardziej stonowany pod względem technicznym w całej historii Dream Theater. Oczywiście, takich technicznych fajerwerków jak choćby w końcowej części "This Dying Soul" chłopaki nie mogli sobie odmówić, ale ogólnie odnoszę wrażenie, że środek ciężkości został przesunięty na budowanie nastroju. Bodaj najmniej słychać to w grze Johna Petrucciego, nieco bardziej w grze Mike'a, a najbardziej - u Jordana Rudessa. Jest on tu mniej widoczny niż na poprzednich albumach, ale gdy już się "odzywa", to robi to naprawdę świetnie i z dużym wyczuciem. Mniej jest tu jego wygrywanych w opętańczym tempie motywów i pasaży, więcej - klawiszowych teł (np. początek "Stream Of Conciousness" czy "Endless Sacrifice") i subtelniejszych wtrąceń ("Honor Thy Father"). Na osobne wspomnienie zasługuje wspaniała gra Johna Myunga, który bodaj jeszcze nigdy nie był tak bardzo słyszalny i "wysunięty" do przodu. I bardzo słusznie, gdyż jego partie choćby w "As I Am" czy "This Dying Soul" są naprawdę genialne. Co do wokalu, to mocno przypomina on "Six Degrees..." - James niemal całkowicie zrezygnował z atakowania wysokich partii, pozostając w niższych rejestrach. Pytanie na ile jest to w pełni świadomy wybór, a na ile wynik zmęczenia "instrumentu" (czyli strun głosowych wokalisty ;)), ale tak czy siak efekt jest bardzo dobry. Świetne są także - wspomniane już - przesterowane, niezwykle agresywne wokalizy.
Płytę otwiera "As I Am" - dynamiczny, mroczny i gęsty metalowy killer. Świetny tekst zaśpiewany z niesamowitym zacięciem, dynamiczne zwrotki wpadające na masywny refren, iskrząca energia i ekwilibrystyczne solo Johna Petrucci. Drugi numer - "This Dying Soul" - choć w pierwszych sekundach nawiązuje z lekka do klimatu "Falling Into Infinity", jest kontynuacją rozpoczynającego poprzedni album "The Glass Prison". Rewelacyjny jest mocno orientalizujący motyw gitarowy, a miękko wyśpiewywane przez Jamesa słowa "I wanna feel your body breaking and shaking and left in the cold..." brzmią niesamowicie. Natomiast druga część nagrania to niestety lekki zawód: wrażenie chaosu i hardcore'owy sos to jednak nie jest do końca to, co tygrysy lubią najbardziej. Na szczęście, wspomniana już, instrumentalna nawałnica kończąca ten kawałek jest dla odmiany świetna. Co do "Endless Sacrifice", to w pierwszej części numeru zwrotki są nieco zbyt "porozciągane", ale potem z każdą chwilą jest lepiej i lepiej: niezwykle lekkie przejście do bardzo energetycznego refrenu ze świetnym gitarowym "skrobnięciem" i rozpędzająca się, znakomita część instrumentalna. Plus prawdziwie obłąkany "wtręt" Jordana w środku numeru ;). Potem genialny, zmieniający się jak w kalejdoskopie "Honor Thy Father". Niemal thrashowe otwarcie, które wali po głowie jak młot, zwrotki bardzo melodyjne skontrastowane z ostrymi, przesterowanymi wokalizami, a chwytliwy "przed-refren" - z surowym muzycznie i tekstowo refrenem. Rewelacyjne perkusyjne "przełamanie" i fantastyczna, niezwykle klimatyczna i emocjonalna część instrumentalna. No i znakomity tekst, z moją ulubione zwrotką "Expecting everyone to bow and kiss your feet Don't you see respect is not a one way street Blaming everyone for all that you've done wrong I'll get my peace of mind when you hear this song". Oj, tak... Piąty kawałek na płycie to "Vacant" - krótka balladka bardzo różniąca się od pozostałej części albumu i dość podobna do "Dissapear". Delikatna, stonowana, ze ślicznymi dźwiękami wiolonczeli, ale - jak dla mnie - nieco zbyt spokojna i jakby bez iskry. Potem znów mamy nagranie wybitne - instrumentalne "Stream Of Counsciosness", które mocno nawiązuje do dokonań Liquid Tension Experiment. Rozpoczyna się świetnymi, stopniowo rozpędzającymi się partiami gitar, potem zwalnia i ślicznie zapętla się, ocierając się o klimaty jazzowe, a pod koniec okraszona przepiękną pseudo-orkiestracją. Ostatnie nagranie to najdłuższy na płycie, majestatyczny "In The Name Of God". Nastrojowy, niespiesznie, choć nieubłaganie rozkręcający się, momentami nieco "odjechany". Swoim klimatem przypomina chwilami "Sceny z pamięci", chwilami "Scarred" z płyty "Awake". Piękna część instrumentalna i świetny tekst, w którym echem odbijają się wydarzenia z 11 września 2001...
Tak oto przebrzmiewają ostatnie dźwięki ostatniego numeru, pora więc odpowiedzieć na pytanie jaki w sumie jest ten album ? Patrząc przez pryzmat ich wcześniejszych dokonań, trzeba powiedzieć, że nie jest tak genialny jak "Images And Words", "Scenes From A Memory" czy "Awake". Ale z pewnością jest lepszy i bardziej porywający od poprzedniego, który przecież i tak - ogólnie - był bardzo dobry. Jest na "Train of Thought" kilka nagrań wybitnych, jak "Honor Thy Father", "Stream Of Counsciousness" czy "In The Name Of God", które spokojnie można zestawiać z dreamowskimi klasykami. A jeśli nie patrzeć przez żaden pryzmat ;), to jest to po prostu znakomita płyta, bardzo inteligentnie poukładana i wyważona, czasem ostra, czasem ciężka, a chwilami zaskakująco klimatyczna. Drobne niedoskonałości wprawdzie są, ale praktycznie nie zwraca się na nie uwagi. Bez dwóch zdań jeden z najlepszych albumów, jakie w tym roku ujrzały światło dzienne.
I nie zgodzę się, że płyta ma coś wspólnego z "Falling into Infinity" - jest jej dokładnym przeciwieństwem, tamta była najłagodniejsza i mimo wszystko bardzo optymistyczna, po części dzięki narzuconej współpracy z Desmondem Childem, ta jest bardzo mroczna i ciężka.
"Sacrificed Sons" to nagranie dokładnie o ataku na WTC - zgoda. "In The Name Of God" ma szerszy kontekst, ale jak najbardziej nawiązuje do tego zdarzenia. Myślę nawet, że było ono główną inspiracją, stąd napisałem, że jest to nagranie w którym to wydarzenie "odbija się echem". Widać to na przykład tu: "Listen when the prophet / Speaks to you / Killing in the name of God" (według muzułmanów Mahomet to największy i ostatni prorok Boga) i dalej "Passion / Twisting faith into violence / In the name of God" oraz "Straight is the path / Leading to your salvation / Slaying the weak / Ethnic elimination" (najbardziej radykalny odłam islamu twierdzi, że niewierni powinni być zgładzeni, a ci, którzy ich zabijają na pewno dostąpią "zbawienia").
Drugi poruszony temat: FII, a TOT. Chyba nie przeczytałeś zbyt dokładnie mojego tekstu. Przecież na początku trzeciego akapitu stoi jak byk: "Od razu rzucającą się w uszy różnicą jest ciężar riffów i agresywność muzyki w całości. Czegoś takiego nie było nigdy wcześniej w historii kapeli - ani na "Awake", ani na "Six Degrees..."." A więc zgadzam się w 100%, że jest tu mrok, jest agresja, jest ciężar. Nie zmienia to faktu, że (patrz: akapit drugi) są na tej płycie akcenty czy to kojarzące się z Metalliką, czy to ze SFAMem czy też właśnie (wg. mnie) z FII - choćby momentami bardzo przestrzenne granie, czy też mocne klawiszowe tła.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Pendragon "Pure"
- autor: Meloman
Iron Maiden "Dance of Death"
- autor: ULC
- autor: Zirael
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
Liquid Tension Experiment "Liquid Tension Experiment"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
- autor: Krzysztof Banach
- autor: Michał Rosiński