- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dreadful Shadows "Beyond The Maze"
Na początku recenzji należałoby wspomnieć o pochodzeniu grupy, otóż Straszliwe Cienie mają bardzo głębokie korzenie w kraju słynącym z rozbudowanej i prężnej sceny gotyckiej, mianowicie w Niemczech. Korzenie te sięgają oczywiście daleko poza relatywnie nowy (i godzien pochwały!) kierunek gothic- metalu, bardziej w tradycyjny gothic-rock i tak brzmi też ten album. Jeśli ktoś słyszał poprzednią płytę, będzie może przy pierwszych przesłuchaniach odczuwał brak brutalnego brzmienia w połączeniu (i to jakim!!!) z czystą melancholią i żalem wokalu Svena. Jednak "Beyond the Maze" jest płytą wymagającą "dojrzenia - ja uważam za nową klasykę gothic-rocka - i to procentuje...
W 48 minutach jest tyle bólu, subtelnie sączącego się z głośników, że samo słuchanie jest wędrówką po grani między owym bólem a ekstazą. Zaczyna się wprowadzający (w tradycji zespołu) "Crusade", rzeczywiście słychać tu szczęk mieczy i zbroi - podchodzi nawet klimat jak we wstępie "Blood Fire Death" Bathory - potem pięknie zaranżowane chóry i zaczyna się, rockowo, "Fall". Podobno wiele tekstów bazuje na mniej lub bardziej prawdziwych historiach, jeśli ktoś miał przeżyć tę, to tylko paść... W kolejnym utworze zabija szczególnie refren wykrzyczany ze wspomaganiem perkusisty Rona oraz przefiltrowane wokale. Idzie o Kubę Rozpruwacza lub jego naśladowców... "Ties of Time" zaczyna się niby spokojnie, akustyka, skrzypce... Zdjęcie we wkładce przypomina mi basztę w Złotoryi (czy ktoś wie gdzie to jest ?!?!? ;-)), byłem tam kiedyś zimą i też miałem podobne myśli... "to tak pięknie boli", żeby zacytować pewną inną wspaniałą grupę. Następne dwie kompozycje zlewają się w jedno, jakby dla złapania swych potarganych nerwów tylko pianino i taki dywanowy podkład klawiszy, lekki rytm. I wszechobecny wspaniały głos Svena, niski, łagodny, ale mocny, po prostu smutny. Słuchając "Craving" wyobrażam sobie czarno-białe zdjęcie jakiegoś reportera wojennego, które przedstawia... właśnie to o czym jest tekst. Siódmy opowiada znów (?) o rozpadzie związku, tym razem trochę bardziej dynamicznie, brzmi to jak hymn do "Zachodzącego Słońca". Zanim jeszcze na dobre nie wybrzmiał, już zaczyna się "Desolated Home". I to jakim czadem, tylko rzucić się w krótkie pogo, zresztą na koncertach zachowuje tych pięciu panów dość ostre brzmienie, jeszcze z czasów "Buried again", ale... to nieziemskie:
"The diaries are blank,
they went too far
They can't return to their desolated homes
No life anymore in the rooms of the girl who lived next door
Desolated home"!!!
I tak jeszcze z dreszczem dotarliśmy do klubowego hitu kapeli (no może po "Chains" z ostatniej płyty): "Burning the Shrouds". Po singlu zgranym do granic wytrzymałości sprzętu, wplata się znakomicie w klimat nie tak znów czadowej "Beyond the Maze". Tyle energii zebranej w czasie (prawie) całej płyty trzeba gdzieś wyładować!!!:
"Trembling hands call for a Lord
The inversion of time
The realization of lies
BURNING THE SHROUDS!!!".
Znów absolutnie demoniczne chóry i rytm, który porywa cię w profane rejony, odlot! Po nim już znów tradycyjnie utwór tytułowy, najdłuższy, na poły balladeskowy, na poły gotycko-hymniczny, w całości Dreadful Shadows. Nic dodać, nic ująć. I czekać na kolejny album (już wyszedł, tylko nie zdążyłem kupić, po wysłuchaniu singla, uważam że warto!). I może poczytać o historii na oficjalnej stronie.