- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dominici "03 A Trilogy Part 3"
Najnowszy album Charliego Dominiciego to zamknięcie trylogii "03", stąd na początku kilka zdań o całej sadze. W roku 2005, po kilkunastu latach spędzonych w muzycznym niebycie, Charlie Dominici (znany też jako "Ten, który śpiewał na debiucie Dream Theater") postanowił zaskoczyć muzyczny świat. Po pierwsze - tym, że się uaktywnił, a po drugie - formą debiutanckiego albumu. Pierwsza część trylogii jest bowiem wypełniona spokojnym wokalem Charliego oraz oszczędnymi, akustycznymi brzmieniami. Płyta została przyjęta ciepło, Dominici szybko zmienił barwy klubowe na InsideOut i nagrał drugi album, na którym powrócił do progmetalowych źródeł. Niestety, choć "Part 2" miało swoje bardzo dobre momenty, to ogólnie brakowału tam błysku - było solidnie, ale nic ponadto i w sumie jest to najmniej ciekawa część trylogii. Co do konceptu, to trzeba przyznać, że jest niebanalny i ciekawie opowiedziany. Mamy tu religijną sektę, plan zgładzenia całej ludzkości, wyrazistych i nie-czarno-białych bohaterów - w sumie Dominici zafundował nam coś w rodzaju religijnego science fiction.
"Part 3" kończy całą historię z wielką klasą - zarówno bowiem jeśli chodzi o treść, jak i o formę, jest to najlepsza część trylogii. Muzyka utrzymana jest w klimatach dość typowych dla progmetalu, choć trzeba przyznać, że w stosunku do poprzedniej płyty trochę zmian mamy. Podobnie jak okładka, która jest utrzymana w posępno - apokaliptycznym klimacie, tak i muzyka jest tu znacznie szybsza, bardziej agresywna i ciężka. Pierwsza, akustyczna część trylogii, mogła się kojarzyć np. z fragmentami rushowskiego "2112", a "Part 2" pachniało klimatami a la Vanden Plas. Tutaj mamy znacznie mocniejsze akcenty - przypomina się a to Symphony X (ostrość, szybkość, zagęszczenie; choć nie ma tu klasycznych inklinacji), a to Shadow Gallery (melodyka refrenów), a to Dream Theater. Gitary łupią konkretne, ciężkie, chwilami wręcz pantera'owskie riffy, które momentami przechodzą w bardziej subtelne, delikatniejsze motywy. Sekcja jest gęsta, zapętlona, bardzo często narzucając zabójczo szybkie tempa, zarówno podczas zwrotek, refrenów, jak i części instrumentalnych. Niejako dla równowagi znacznie mocniej słyszalne są klawisze, dające zarówno sporo miękkich teł, jak i wygrywając solówki trochę w stylu Kevina Moore'a z dreamowskiego "Images And Words" ("Genesis"). Wokal także znacznie się zaostrzył - są tu ubite, szybko wyrzucane frazy ("March Into Hell") i dużo melodii pomieszanej z chrapliwymi, mocniejszymi wokalizami ("Hell On Earth"). Wrażenie jest takie, jakby Charlie po dobrym przyjęciu poprzednich płyt nabrał pewności siebie, energii oraz mocy i wreszcie pokazuje, ile potrafi.
Wszystko to razem daje agresywniejszą, bardziej drapieżną, ciekawą i wciągającą płytę, na której sąsiadują niemal thrashowe riffy, lekkie, instrumentalne tła, melodia i majestatyczne, masywne refreny ("King Of Terror", "Liquid Lightning", "Revelation", "Genesis"). W kilku miejscach bardzo dobrze odegrane są zwolnienia - szczególnie podobało mi się zakończenie "March Into Hell", gdzie po bardzo ostrej, brutalnej wręcz części instrumentalnej, mamy melodyjną, utrzymaną w średnim tempie solówkę i płynne, subtelne przejście do ballady "So Help Me God". Ale takich świetnych momentów jest na albumie znacznie więcej. Kapitalne jest otwierające płytę "King Of Terror" ze spokojnym, rozmarzonym rozpoczęciem ze smutnymi klawiszami, które zostaje brutalnie przerwane gitarowo - perkusyjnym wejściem. Podobnie rozbudowane "Genesis" z trwającą pięć minut częścią instrumentalną, ostre i gęste "March Into Hell" oraz splątane rytmicznie "Revelation". No i mój faworyt - "Liquid Lighting" - mocne gitary, świetnie zgrane z sekcją, poprzetykane zwolnieniami z zapętloną rytmiką i buczącym basem oraz ciekawa, pełna lekkości i polotu część instrumentalna plus znakomita solówka.
"03 A Trilogy Part 3" jest świetną płytą i zdecydowanie najlepszą częścią trylogii "03". Charlie wyraźnie się rozkręcił i czuję, że to nie jest jego ostatnie słowo.
Materiały dotyczące zespołu
- Dominici