- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dio "Magica"
Po trzech dość eksperymentalnych płytach (dwóch studyjnych i jednej koncertowej) Ronnie James Dio zwolnił z zespołu kontrowersyjnego gitarzystę Tracy'ego G i postanowił wrócić do korzeni. Efektem tych starań jest koncept-album "Magica". Ponieważ w wyniku rozmaitych perypetii odeszli także perkusista Vinny Appice oraz basista Larry Dennison, z poprzedniego składu Dio został tylko sam Mistrz. Do współpracy zaprosił gitarzystę Craiga Goldy'ego (grał na płycie Dio "Dream Evil"), basistę Jimmy'ego Baina (ex-Rainbow, później wiele lat w Dio) i perkusistę Simona Wrighta (ex-AC/DC, grał na płycie Dio "Lock Up The Wolves").
Pod względem muzycznym "Magica" hołduje starym, sprawdzonym wzorcom heavy metalowym. Wprawdzie w takich utworach jak "Feed My Head" nadal czuć ducha "Angry Machines" (poprzedni album studyjny Dio), ale całość zdecydowanie bardziej pasuje do lat osiemdziesiątych niż do roku 2000. Niestety, "Magica" okazuje się być płytą dość monotonną. Małe zróżnicowanie temp utworów powoduje, że w okolicach dziewiątego kawałka można zacząć ziewać. Dziwi brak przynajmniej jednego szybkiego "rockera", który wydawał się być nieodłącznym elementem płyt z udziałem Ronniego. Niestety, nie ma tu utworów wybijających się ponad przeciętność. Zwłaszcza boli, że, pomijając "Challis" (nawiasem mówiąc, podobno riff jest niemal identyczny jak w "Cat Scratch Fever" Teda Nugenta), nie ma tu riffów godnych zapamiętania.
Na plus trzeba zaliczyć wspaniale brzmiące klawisze, tworzące doskonałe tło i spajające płytę. Najważniejszy jest jednak sam Ronnie, który śpiewa po prostu rewelacyjnie i chyba najlepiej od czasu "Dehumanizer" (albumu Black Sabbath - przyp. red.). Wielka szkoda, że Ian Gillan, Robert Plant czy Ozzy Osbourne nie potrafili utrzymać głosów w takiej fenomenalnej kondycji.
"Magica" jest koncept-albumem. Ze świetnych skądinąd tekstów utworów wywnioskować to raczej trudno, każdy jest osobną całością albo przynajmniej sprawia takie wrażenie. Aby uwiarygodnić "Magicę" jako koncept-album, w kilku miejscach na płycie dodano coś, co w założeniu miało być głosami Obcych (dlaczego Oni zawsze muszą mówić po angielsku?), a brzmi, niestety, jak nędzny komputerowy syntezator. Można się było bez tego obejść. Ostatnia ścieżka na płycie (przynajmniej w mojej wersji, nalepka na pudełku informuje, iż jest to limited edition, w co raczej nie chce mi się wierzyć) to historia "Magiki" czytana przez Ronniego. Jest to opowieść z pogranicza SF i fantasy, oparta na jakże świeżym i niewyeksploatowanym pomyśle walki Dobra ze Złem.
"Magica" to przeciętna płyta z wybitnym wokalistą. Solidne, choć trochę nudne granie. Raczej nie rozczaruje, ale i też nie zachwyci.
Materiały dotyczące zespołu
- Dio