- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Dio "Anthology"
Myślę, że album "Anthology" zespołu DIO powinien znaleźć się w kolekcji każdego szanującego się fana dobrej muzyki. Każdego, oprócz fanów DIO. Jest to bowiem album kompilacyjny, zawierający największe przeboje zespołu, a przecież każdy "prawdziwy" fan DIO te piosenki już w swojej kolekcji posiada.
Dla tych, którzy nie za bardzo wiedzą o kim mowa, krótkie info. DIO to zespół heavy-metalowy założony w 1982 przez pana, który nazywa się Ronnie James Dio. Osobnik ten uznawany jest za posiadacza jednego z najlepszych głosów w historii muzyki i przed założeniem tegoż zespołu śpiewał w takich grupach, jak Elf, Rainbow i Black Sabbath. Tak, tak, to właśnie on wspólnie z Ritchiem Blackomorem decydował o obliczu wspaniałego Rainbow, a później znakomicie zastąpił Ozzy'ego Osbourne'a na stanowisku frontmena w Black Sabbath. Następnie, po odejściu z Sabbath, wspólnie z perkusistą Vinniem Apicem, basistą Jimmym Bainem i nowym objawieniem metalu - gitarzystą Vivianem Campbellem, odnosił wielkie sukcesy (przede wszystkim w Anglii) z własnym zespołem, którego dorobek prezentuje właśnie ten album. No, teraz już chyba wszystko jasne...
Główny atut DIO to jego lider i wokalista. Ronnie James Dio oprócz tego, że jest posiadaczem wspaniałego, niezwykle mocnego głosu i jest niesamowity technicznie (doskonale operuje skalami swojego głosu), miał ten dar, że pisał świetne utwory. Jego wokal w połączeniu z czadową, szybką gitarą Campbella, świetną sekcją rytmiczną i pojawiającymi się dosyć często klawiszami, dają naprawdę istnie wybuchową mieszankę. Na "Anthology" znalazły się piosenki z pierwszych czterech albumów zespołu (lata 1983-87), z lat kiedy ta "mieszanka" naprawdę działała, a grupa był w szczytowej formie. Później nastąpił długi i poważny kryzys i dopiero wydany w zeszłym roku album "Magica" przywrócił nadzieję na dawne sukcesy.
Dominują utwory ze zdecydowanie najlepszych dwóch pierwszych longplayów zespołu - "Holy Diver" (5 piosenek) i "The Last In Line" (4). To właśnie stąd pochodzą nieśmiertelne metalowe klasyki - "Holy Diver", "Rainbow In The Dark", czy "Stand Up And Shout". Pokrętło na maksa i jedziemy. Kurcze, jak ja mogłem nie znać tego zespołu - takie są reakcje większości ludzi po przesłuchaniu już pierwszych dwóch piosenek (wiem z doświadczenia). Jest tu wszystko to, co tygrysy lubią najbardziej - od popisów wokalnych ("Holy Diver") i gitarowo-klawiszowych ("Rainbow In The Dark"), poprzez szybki czad ("Stand Up And Shout", "Straight Through The Heart"), aż po majestatyczne i niewątpliwie piękne ballady a la Rainbow ("Egypt (The Chains Are On)"). Zachwycać się można nad wspaniałym śpiewem Ronniego, czy wirtuozerią Viviana (Craig Goldy, który go zastąpił, nie prezentuje już takiego poziomu). Każdy kolejny utwór porywa i zaskakuje, tu nie ma mowy o chwili przerwy czy znudzenia.
Jedyna rzecz, do której można się przyczepić, to brak kilku innych "hiciorów" (chociażby "Breathless" czy "Mistery"), ale ponoć ma się ukazać druga część antologii, więc nie ma o co "kruszyć kopii". Powiem krótko - naprawdę warto kupić. Polecam zwłaszcza tym, którzy nie znali wcześniej twórczości DIO, a sądząc po reakcji publiczności na niedawnym koncercie Deep Purple z gościnnym występem Ronniego w Polsce, takich osób jest sporo. "Kur..., ten mały kudłaty wyje... śpiewa, szkoda, że jest już taki stary, kariery nie zrobi" - ponoć takie wypowiedzi można było usłyszeć na tym koncercie...
Ten album najlepiej ukazuje jak wielką karierę zrobił zespół "małego człowieka o wielkim głosie". Naprawdę warto!
Materiały dotyczące zespołu
- Dio