- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Devin Townsend "Terria"
Doskonała płyta dla ludzi z klapkami na... uszach (sic!). Devin Townsend, człowiek odpowiedzialny za zorganizowane metalowe szaleństwo znane jako Strapping Young Lad, na tej płycie pokazuje się z całkiem innej strony. Już sama książeczka (z niesamowitymi grafikami Travise Smitha) każe słuchaczowi oczekiwać czegoś mistycznego, ulotnego i mocno progrockowego.
Nie jest to jednak stricte progrockowa płyta. Rozkręcające się powolutku "Olives" to zaledwie zapowiedź wspaniałej podróży muzycznej przez Terrię, krainę myśli i marzeń Devina. Kompozycje płynnie przechodzą jedna w drugą i jeśli tylko nastawicie fale mózgowe na odpowiednią częstotliwość, ockniecie się dopiero przy "Stagnant". W międzyczasie z górki i pod górkę (nomen omen, "płyta właściwa" zaczyna się mocnym "Mountain") poprowadzą was melodie stanowiące dla mnie do dzisiaj zagadkę. Proste patenty, charakterystyczne brzmienie gitary - można by rzec, iż każda "delikatna" płyta potrafi urzec swoją ciszą i wysmakowaniem. "Terria" jest jednak albumem niezwykłym, albowiem nie traci metalowej drapieżności ("Earth Day", "The Fluke"), płynnie mieszając ją z klimatami pokrewnymi Pink Floyd i King Crimson ("Deep Peace", "Tiny Tears"). Po raz kolejny Devin udowadnia, że jest naprawdę dobrym kompozytorem, tworząc eklektyczne a mimo to spójne arcydziełka.
Całość nie nadaje się do słuchania z nastawieniem na wygrzew - tego na pewno tutaj nie znajdziecie. Drapieżna delikatność, ironiczna autorefleksja i... cudowny hymn ku czci Kanady (zdziwicie się: to właśnie utwór pt. "Canada":)), po którym mamy perełkę w postaci skocznego instrumentalnego "Down and Under" (fani Death, Death Angel i SYL mogą przeżyć niezły szok słysząc grę Gene'a na tej płycie). Niczego nie ujmując doskonałej manierze wokalnej Townsenda, cały album mógłby spokojnie być akustyczny. Teksty, jak to Kanadyjczyk ma w zwyczaju, opowiadają o jego życiu, jego jaśniejszych i ciemniejszych momentach - nie brak tu też miejsca na autoironię (wszystkim wkurzonym na stan rzeczy ich otaczających polecam "Stagnant" i przebojowo zaśpiewane "It's beautiful, the way it's meant to be/ Beautiful, but it don't do shit for me").
Gdyby tęcza była muzyką, zapewne brzmiałaby jak "Terria". Całe spektrum jej kolorów, świeżość deszczu zmieszanego z powietrzem, naturalna magia i zjawiskowa ulotność. Macie dwa wyjścia - albo się nią zachłyśniecie (tak jak stało się to ze mną, stąd tak wysoka ocena), albo spłynie po was jak po kaczce...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Strapping Young Lad "City"
- autor: Jarek Z