zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 18 grudnia 2024

recenzja: Devilyn "Anger"

17.12.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Devilyn
Tytuł płyty: "Anger"
Utwory: Intro; Decline of Worlds; The Rule; Millenium; Necrosis of the Ego; Uncrown; Black Mask of Death; The Burial Ground of God; Wings of Night; The Shadows of Acheron; Anger
Wykonawcy: Novy - wokal, gitara basowa; Luk - gitara; Piotr - gitara; Kuba - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Listenable Records, Koch International Poland
Premiera: 1996
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 7

Po wydaniu jednego dema działający od 1992 r. Cerebral Concussion zmienił nazwę na Devilyn. Pierwszy album tarnowskiego reprezentanta death metalu ozdobiła ilustracja w stylu body horroru science fiction. Miłośnicy niepokojących płodów proszeni są o zwrócenie uwagi na "Anger".

Jako minutowe intro zespół wykorzystał fragment "Wreckage and Rape" Elliota Goldenthala ze ścieżki dźwiękowej filmu "Obcy 3". Nie zostawia to wątpliwości, że inspirację dla Tomasza "Graala" Daniłowicza jako autora okładki i umieszczonych w książeczce szkiców widocznych na zewnątrz stawonogów stanowiły przede wszystkim prace H.R. Gigera, a nie seria, którą Leonardo da Vinci stworzył, badając ludzką anatomię. Muzyczny wstęp z dalszą częścią 41-minutowego albumu łączy nastrój szaleństwa. Kompozycje grupy są głównie szybkie, ponure, pokręcone i połamane. Zespół ostro młóci już od początku "Decline of Worlds". Novy wokalnie potrafi brzmieć jak opętany, co słychać chociażby w "Millenium" i "Uncrown". Obłęd siedzi też w krótkich seriach dźwięków zwanych solówkami gitarowymi. Dzieje się tu dużo i dla nieprzygotowanego odbiorcy muzyka może nawet brzmieć chaotycznie.

Chwała kapeli za to, że nie popada w monotonię i nie ogranicza się do częstych zmian motywów, które mimo wszystko są do siebie podobne. W "The Rule" wokal na początku oraz stosunkowo powolna wstawka czerpią z black metalu. Partie basu często są wyraźne - jak Novy szarpie struny, szczególnie dobrze słychać w "The Burial Ground of God". W ostatniej minucie "Black Mask of Death" wysoki motyw, stanowiący zamknięcie solówki gitary prowadzącej, nieźle współgra z gitarą rytmiczną i z wokalem - ten moment jest wręcz wybitny. Poza prostym lub opętańczym growlingiem Novy sięga też po inne środki wyrazu, takie jak skrzeczenie, wrzaski i recytacja, przede wszystkim w "Uncrown", "The Shadows of Acheron" i "Anger". W pierwszym z wymienionych oraz w "The Rule" fragmenty partii wokalnych są też porozdzielane między kanały. Chwilę odpoczynku w postaci prostszej gry przynosi outro "Millenium". Prawdziwym przełomem pod tym względem jest jednak instrumentalny "Wings of Night". Trzyminutowy utwór, który można potraktować jako intro do "The Shadows of Acheron", to pozytywnie zaskakująca zmiana klimatu. Gitarzyści pokazują, że umieją inaczej podejść do strun, a i bębniarz, chociaż mało go tu słychać, potrafi się w ten styl wpasować. Dodatek odgłosów jakby wiatru sprawia, że w wyobraźni może się pojawić obraz muzyków grających przy świecach w komnatach starego, zaszytego głęboko w ciemnym lesie zamku. Dorzućmy informację, że w podziękowaniach wymienieni zostali m.in. R.E. Howard i E.A. Poe. Może instrumentaliści mieli w głowach któreś z ich opowiadań lub wierszy.

Na koniec ciekawostka, której bez słuchania albumu się nie wyłapie. W utworze tytułowym Novy powtarza kilka razy "endżer". Nie muszę wiedzieć, czy wynika to z nieznajomości prawidłowej wymowy. Ważne, że inaczej spojrzałem na okładkę. Zamiast nazwy Devilyn i tytułu "Anger" zacząłem widzieć wyrazy "devil" i "angel", czyli "diabeł" i "anioł". Może nie jest to wysublimowana zabawa słowem, a do tego wprowadza niepewność odnośnie wymowy, i to jeszcze dopiero na sam koniec przesłuchiwania, gdy odbiorca ma wrażenie, że wie już wszystko - ale na moją ocenę muzyki nie wpływa.

Pierwszy długograj Devilyn nie spodoba się każdemu miłośnikowi death metalu. Większość materiału jest intensywna, pełna gwałtownych zmian, solówki są hałaśliwe - w efekcie nawet po kilku odtworzeniach w głowie pozostają nieliczne motywy. Samo wrażenie może być za to rozkoszne, gdy taką pokręconą muzykę z tylko paroma chwilami na odpoczynek się lubi. Nie wiem, czy nazwanie "Anger" powiewem świeżości na polskiej scenie połowy lat 90. nie byłoby przesadą, ale przed określeniem go dawką energii się nie wstrzymuję.

Komentarze
Dodaj komentarz »