- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Depeche Mode "Exciter"
Depeche Mode to - zwłaszcza w Polsce - zespół kultowy. W latach osiemdziesiątych ich oddani fani tworzyli subkulturę tak zwanych depeszowców, organizujących liczne zloty i naśladujących image swoich idoli. Te lata wprawdzie bezpowrotnie minęły (mimo, że spotkania są cały czas organizowane), z drugiej strony jednak bilety na ich koncert 2 września w Polsce rozeszły się w przedsprzedaży bodajże w tydzień. Wielka popularność trochę im też zaszkodziła, gdyż niektórzy jeszcze do dziś uważają ich za ugrzeczniony zespół, nagrywający słodziutką muzykę pop dla egzaltowanych nastolatek (tak było właściwie tylko na pierwszych dwóch płytach: "Speak & Spell" i "A Broken Frame"). Ci, którzy tak sądzą, dowodzą swojej muzycznej ignorancji. Depece Mode jest bowiem zespołem wykonującym od kilkunastu lat muzykę na bardzo wysokim poziomie, nie stroniącym od popu, ale również wplatającym w swój repertuar elementy rocka, a ostatnio również ambientu i trip-hopu, mającym na swoim koncie kilka genialnych albumów (choćby "Some Great Reward" z roku 1984 i najbardziej rockowy "Songs Of Faith And Devotion" z 1993). Od wydania ich poprzedniej płyty "Ultra" minęły 4 lata.
Jakim albumem jest "Exciter"? Jeśli miałbym użyć trzech epitetów, powiedziałbym tak: nocnym, wysmakowanym i ekscytującym. Często wykorzystywane brzmienia, kojarzące się z tak popularnymi ostatnio nurtami, jak ambient i trip-hop, nie przesłaniają tego, co zawsze było mocną stroną tego zespołu: oryginalnych, chwytliwych melodii, bogatych aranżacji, krótko: świetnych kompozycji. Znajdziemy ich tu przynajmniej kilka.
Przede wszystkim "Freelove". Absolutnie genialne połączenie wspaniale sennego, melancholijnego klimatu z cudowną melodią. David Gahan śpiewa tu pięknie, tak jak tylko on potrafi. Na całej płycie zresztą słychać, że ma już za sobą najtrudniejszy okres w życiu, związany z uzależnieniem od heroiny. Jest w doskonałej formie i zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że swoim śpiewem przebija na "Exciter" wszystko, co nagrał wcześniej. Do najciekawszych propozycji grupy na tym krążku zaliczyć trzeba także wyznaczony do promocji, bardzo chwytliwy utwór "Dream On" - gdzie ciepłe brzmienie gitary i głosu Gahana kontrastuje w sposób przyjemny z odhumanizowanym, bogatym tłem elektronicznym. Podkład do złudzenia przypominający Massive Attack z płyty "Mezzanine" jest siłą nośną "Shine", również jednego z najbardziej zapadających w pamięć utworów. Jeśli chodzi o skalę doznawanych przeze mnie wzruszeń, zaraz po "Freelove" plasuje się kompozycja "When The Body Speaks" - delikatny beat przypomina na początku bicie serca, subtelne dźwięki fortepianu są po prostu niczym terapia, a dźwiękowego obrazu dopełniają skrzypce i cichą gitarę akustyczną. Cudo. Wspaniały spokój i wyciszenie to kompozycja "Goodnight Lovers" - jeszcze jedna perełka z tej płyty.
Trochę przeszkadzają mi tu dwa utwory: "The Dead Of Night" i "I Feel Loved", które swoim dość agresywnym brzmieniem trochę psują spokojny klimat tej płyty, ale może to tylko moje odczucie. W pierwszym ostrzejsze fragmenty (refren) kontrastują jednak z bardzo spokojnymi, w drugim natomiast chyba przesadzili z wyrazistością beatu, który kojarzy mi się z brzmieniem "łupankowo-dyskotekowym". Mimo tego niepotrzebnego zgrzytu, to bez wątpienia będzie jedna z płyt roku.