- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deneb "Diasparagmos"
Do tej demówki powróciłem za sprawą namolnych upomnień jednego z wokalistów Deneb, Andrzeja, jakieś dwa lata po jej otrzymaniu. Może świeżością więc recenzja nie grzeszy, ale niech będzie - danego słowa wreszcie dotrzymam. Lepiej późno niż wcale.
Co tu ukrywać, wyrywny do ponownej konfrontacji z trzema kawałkami zarejestrowanymi przez rybnicki zespół "w listopadzie 2001 w jakimś chujowym studio w Leszczynach koło Rybnika" specjalnie nie byłem. Z poprzedniej nie utkwiło mi w pamięci zupełnie nic. A oznacza to mniej więcej tyle, że odebrałem wówczas "Diasparagmos" jako demo bezbarwne, przeciętne, w żaden sposób nie przykuwające uwagi. Drugie podejście, niestety, mojej opinii nie zmienia. Mikstura drugiej fali szwedzkiego death metalu z melodyjnymi blackmetalowymi partiami o żywsze bicie serca nijak nie przyprawia, krew w żyłach stygnie od cholernie monotonnego, płaskiego growlu, a i "norweski" wrzask - najlepszy chyba element tej układanki - wiele dobrego nie czyni. Całość zresztą po prostu kiepsko brzmi, a przede wszystkim jest strasznie wtórna i przeciętna. Na krajowym tylko podwórku znajdzie się pewnie kilkadziesiąt podobnej "klasy" zespołów. I to stwierdzenie chyba najlepiej temat podsumowuje.
Inna sprawa, że w zalewie koszmarnych demówek, które ostatnio do mnie dotarły, prezentuje się "Diasparagmos" całkiem przyzwoicie - co też niezbyt dobrze świadczy o kondycji polskiej sceny. Niech mnie stado wściekłych muflonów w zad pokąsa, jeśli jeszcze kiedyś to włączę.
Materiały dotyczące zespołu
- Deneb