- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Demons & Wizards "Touched By The Crimson King"
W roku 1999 panowie Hansi Kursch oraz Jon Schaffer połączyli swoje siły i pod szyldem Demons & Wizards nagrali album pod tym samym tytułem. A że ich macierzyste zespoły Iced Earth oraz Blind Guardian są znane i lubiane, a sama muzyka również była na poziomie, to nic dziwnego, że album trochę zamieszania w muzycznym światku narobił. Na nową płytę czekaliśmy długo, ale dziwić to zbytnio nie może, gdyż przecież obaj mają wystarczająco dużo zajęcia ze swoimi "regularnymi" kapelami. Najważniejsze, że album wreszcie jest i że znów jest to muzyka z najwyższej heavymetalowej półki.
Zwrot Karmazynowy Król zadomowił się w głowach wielu ludzi dzięki klasykom progresywnych brzmień - King Crimson oraz ich genialnemu debiutowi ("In The Court Of The Crimson King"), ale w tym przypadku chodzi o całkiem innego karmazynowego władcę. Płyta jest bowiem nawiązaniem do książek autorstwa samego Stephena Kinga, a konkretnie do serii "Mroczna Wieża" oraz do jednej z występujących tam postaci, która jest uosobieniem zła - Karmazynowego Króla właśnie. Muzycznie natomiast Demons & Wizards proponują nam mniej więcej to samo co na swoim debiucie - heavymetalowy ciężar, dobre, mocarne melodie, siłę i energię. Riffy Jona jak zawsze świetne, podobnie jak wokal Hansiego. Są tu zarówno numery dynamiczne ("Terror Train" czy "Gunslinger"), ciężkie ("Beneath These Waves", "Dorian"), jak i spokojne ballady ("Down Where I Am", "Seize The Day"), są bombastyczne wejścia i delikatne partie instrumentów smyczkowych, pojawia się też żeński wokal. Różnicą w stosunku do debiutu może być chyba tylko to, że na nowym albumie nieco więcej jest wolniejszych, bardziej stonowanych partii, a mniej ostrzejszego łojenia. Ale nie obniża to oceny samej muzyki - "Touched..." to bardzo dobra, równa płyta. Są tu wprawdzie numery nieco słabsze, jak "Wicked Witch" czy nie wnosząca nic specjalnego przeróbka zeppelinowskiego klasyka "Immigrant Song", ale na szczęście obok mamy perełki, takie jak "Beneath These Waves", "Love's Tragedy Asunder", "Dorian" czy "Down Where I Am". Dla fanów klasycznego heavy metalu pozycja obowiązkowa, ale myślę, że każdy fan metalu znajdzie tu coś dla siebie.