- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Defenestration "Ray Zero"
"Ray Zero" to mój pierwszy kontakt z Defenestration, natomiast dla Brytyjczyków jest to drugi album. Widząc tę nazwę, skojarzenia powędrowały w stronę death metalu, może nawet grindu. Od biedy nawet okładka pasowałaby do któregoś z wymienionych gatunków. Jednak, gdy zobaczyłem zdjęcie piątki zbuntowanych nastolatków, pozbawiło mnie ono złudzeń. Nadzieje prysły kompletnie wraz z pierwszymi minutami "Ray Zero".
Klasyfikowanie muzyki Defenestration do łatwych zadań nie należy, jednak nie jest to w żadnym wypadku jej zaletą. Rzekłbym, że raczej wadą. Angielski kwintet na swoim drugim albumie próbuje nieudolnie dłubać w czymś w rodzaju stoner rocka z domieszką popłuczyn po nu tone i metalu. Trochę pulsującego basu, nieco ostrzejszych, czasem radosnych lub "bujanych" riffów i "tępa" gra bębniarza w komplecie z zawodzącą wokalistką (są też partie growlowe, ale za nie odpowiada chyba gitarzysta Jay) nudzą niemiłosiernie. Czternaście zupełnie nieciekawych numerów i mało klarowna produkcja, sprawiająca wrażenie "garażowej", składają się na materiał cholernie męczący muzycznie, może nawet odpychający. Przy tej płycie, aż prosi się nacisnąć klawisz "stop" w odtwarzaczu.
Szczerze mówiąc o "Ray Zero" nie można jednego dobrego słowa powiedzieć. Nawet się nie da, więc próbował nie będę. Zastanawia mnie tylko, jak Dreamcatcher Records, wytwórnia mająca w swych szeregach takie grupy Cathedral, Electric Wizard, Orange Goblin czy Skyclad, mogła sobie pozwolić na wydanie takiego chłamu. Z czystym sumieniem szczerze odradzam Wam sięganie po ten album.