- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Defender "They Came Over The High Pass"
Defender jest solowym projektem pana Philipa Von Secebadena który, mając za sobą doświadczenia w death metalowym Afflicted oraz speed metalowym Cranium, postanowił założyć zespół grający Jego ukochaną muzykę: Heavy Metal inspirowany Iron Maiden, Bathory oraz Manowar. Philip w całości napisał muzykę i teksty, własnoręcznie nagrał gitary i bas oraz tu i ówdzie zaśpiewał.
Okładka przedstawia na dalszym planie zamek na tle jakiejś wielkiej góry, na bliższym mniejszą górę z trzema sylwetkami ni to smoczymi, ni demonicznymi oraz jakąś armię dzielnie wspinającą się na tę górę - całkiem ładna, heavy metalowa okładka.
"They Came Over The High Pass" - intro , w tle pomrukują klawisze, wiatr wieje, a jakiś pan zapewne wspina się, posapując i wydając bliżej nieokreślony odgłos (coś w rodzaju wbijania metalowego przedmiotu w śnieg), chociaż mi kojarzy się to raczej z kopaniem dołka :)
Odgłosy milkną, ustępując sprzężeniu gitar i przechodzimy do "The Siege Of Armengar" ostrego, szybkiego numeru. Tempo oraz brzmienie głosu wokalisty wywołują skojarzenia z Iron Savoir. Słychać, że Philip nie należy do byle jakich gitarzystów.
"High Himalayan Valley" najlepszy, moim zdaniem, utwór na płycie. Spokojny, balladowy początek z zapadającą w pamięć melodią. Raz spokojny śpiew z podkładem czystych gitar, po chwili drapieżny w towarzystwie przesterowanych, do tego wyeksponowany bas, wytwarzają niesamowity klimat. Chwilowe przyśpieszenie, sola gitarowe, wokal wędrujący między kanałami, perkusja ze stukaniem na dwie stopy i powracamy do wolniejszego początkowego tępa, bardzo "Ironowy" kawałek. Co ciekawe, barwa głosu wokalisty przypomina Blaze'a Bayley'a, jednak w przeciwieństwie do Iron Maiden, w Defender taki śpiew doskonale pasuje i jest niewątpliwą zaletą, czyniąc ten zespół oryginalnym w zalewie wielu Power Metalowych kapel, prawie nie różniących się pod względem brzmienia głosu wokalistów.
"Summit Day" - instrunental. Marszowy początek, a potem całe bogactwo różnych melodii, trochę eksperymentów brzmieniowych. Mnie ten utwór kojarzy się z Amorphis "Elegy".
"Dragon" za pierwszym razem trudny w odbiorze. Zaczyna się akustyczną gitarą, po chwili wchodzą elektryki i "radosny" riff, później dość dziwny śpiew, który powoduje tą początkową trudność. Jednakże po kilku przesłuchaniach, wrażenie dziwności zmniejsza się. Znów pojawiają się wędrowania wokalu z jednego kanału na drugi, wiele dobrych melodii, porykiwania smoka oraz przywołujący na myśl Manowar śpiew-wrzask: "die die die".
"City In The Clouds" kolejny szybki i dynamiczny kawałek. Pojawia się tutaj "przeszkadzajka" w postaci kilku słów, brzmiących jak wypowiedziane przez krótkofalówkę (za pierwszym razem zignorowałem to, myśląc że to znowu za oknem przejechał taksówkarz z "dość" mocnym CB-radiem :). "Maze Of The Minotaur" kolejny instrumental, zaczyna się "szatańsko", czyli z fragmentem puszczonym od końca (ale bez obawy, nie ma w nim żadnych słów, tylko muzyka :). Muzycznie nawiązuje do dokonań Iron Maiden z okresu "Powerslawe".
"Nomads Of The Stars", hmmm. Zaczyna się dobrze: ciche klawisze, dobra melodia, ciekawy riff, ale niestety - wokal przepuszczony przez jakiś przester psuje efekt, zupełnie niepotrzebnie (na dodatek nie znoszę tego typu ulepszeń). Nie jest to zły numer, jednakże słuchając go odczuwam pewien niesmak, może dlatego, że jest ostatni.
Na szczęście słucham tej płyty zapętlonej i po chwili dzielny pan znowu kopie dołek, a radosna muzyka znów wprawia mnie w dobry nastrój bo wiem, że Heavy Metal nie umarł i ma się bardzo dobrze.
Materiały dotyczące zespołu
- Defender