- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deep Purple "Burn"
Wpływ twórczości Deep Purple na muzykę rockową jest ogromny. To nie ulega wątpliwości. Dorobek artystyczny również jest godny podziwu. Dla ilu muzyków zespół ten był ważną inspiracją? Tego nawet nie próbujmy liczyć. Częste przetasowania personalne, które miały miejsce na przestrzeni ponad czterdziestu lat, spowodowały, że każdy album ukazywał zupełnie różne oblicza zespołu. Jednym z ważnych punktów zwrotnych w "purpurowej" dyskografii jest właśnie album "Burn".
Debiut Davida Coverdale'a w Deep Purple można uznać za bardziej niż udany. Nikomu dotąd nieznany sprzedawca przebojem wdziera się na scenę, zastępując Gillana, który już w branży ma wyrobioną markę. Podobnie jest w przypadku basisty. Okazuje, że dotychczasowy muzyk rockowo - funkowego Trapeze tworzy z wokalistą piękne dwugłosowe chórki. Te zmiany powodują, że zespół trochę łagodnieje, pomimo że muzyka nadal zachowuje szybkość rozpędzonego TGV. Oczywiście pierwsze "skrzypce" gra tu Ritchie Blackmore, który w odpowiednich momentach włącza odpowiednie przestery i efekty.
Trudno sobie wyobrazić, żeby utwór inny niż "Burn" mógł otwierać ten album. Dobry riff i solidne Hammondy pasują na start idealnie. Podobnie, tylko że nieco wolniej, jest w "Might Just Take Your Life". Do głosu dochodzi Hughes - zresztą nie ostatni raz. Kolejne kompozycje to z kolei kapitalne riffy Ritchiego Blackmore'a, a także wzorowa współpraca z instrumentami klawiszowymi. W "Sail Away" mamy przyjemność zapoznania się z próbką talentu Jona Lorda. Momentami ciężko wyczuć, czy są to syntezatory, organy Hammonda, czy biały legendarny Stratocaster.
Mocnym akordem kończącym "Burn" są "Mistreated" oraz instrumentalny "'A' 200". Pierwszy często był włączany w koncertowe setlisty Whitesnake i Rainbow. Z kolei instrumentalny marsz mógłby posłużyć jako ścieżka dźwiękowa do filmów w stylu "Gwiezdnych Wojen".
Jako lekturę uzupełniającą do tego albumu polecam materiał wideo "California Jam 1974". Utwory z "Burn" - obok kilku kompozycji z poprzednich krążków - wypadają po prostu genialnie. A dyskusję, który skład Deep Purple był "najlepszy" lub "najgorszy" i "dlaczego" zostawiam Wam, drodzy fani najprostszego rytmu oraz czegoś w dur i w mol.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
All My Life "All My Life"
- autor: RJF
Helloween "7 Sinners"
- autor: Tomasz "Thorin" Sugalski
Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk
Non Opus Dei "Eternal Circle"
- autor: Megakruk
Molly Hatchet "Warriors of the Rainbow Bridge"
- autor: RJF