- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deep Desolation "Rites Of Blasphemy"
Deep Desolation ma już na koncie jeden duży album studyjny, zatytułowany "Subliminal Visions", jak również koncerty u boku Nomad. W 2012 roku muzycy powracają z przybitą na okładce nowej płyty świeżą pieczątką wydawniczą i - jakby komuś było mało - do listy zespołów, z którymi dzielili scenę, dochodzą takie nazwy, jak Pandemonium czy Tenebris. Pewną pozycję łódzka ekipa już sobie wyrobiła, choć gdy przyjdzie czas zestawień, podsumowań i innych tego typu "szczytów, plebiscytów", oczy wszystkich czarnych smerfów zwrócą się machinalnie w stronę premier z katalogów Metal Blade, Nuclear Blast czy Roadrunner, podczas gdy członkowie zespołów takich, jak Deep Desolation będą cieszyć się jak dzieci z choćby jednej miejscówki wywalczonej w ogonie tego czy innego notowania. Związek między rozpoznawalnością a takimi zaszczytami będzie - jak zwykle - bezdyskusyjny i trochę to smutne, że scena, której nieporównywalnie większa część egzystuje pod powierzchnią, rządzi się tak koniunkturalnymi prawidłami. No, ale przecież idea wspierania podziemia polega na mieszaniu z błotem Dimmu Borgir czy Therion...
Tak czy siak, Deep Desolation odprawił "Rites Of Blasphemy", czego dźwiękowy zapis dostajemy w formie bardzo konkretnego i estetycznego trójpanelowego digipacku w czerwono-białej kolorystyce, z podobiznami powieszonych na szubienicach muzyków. A gdybym tak napisał, że ten zespół może zapoczątkować bądź w najgorszym wypadku mocno i aktywnie uczestniczyć w zapoczątkowaniu kolejnego ruchu stylistycznego na polskiej metalowej scenie? Gdy wpiszemy w google sformułowanie black - sludge metal, jakieś nazwy oczywiście nam wyskoczą, ale kiedy, tylko szczerze, zetknęliście się ostatni raz z polskim zespołem korzystającym z takiej gatunkowej mieszanki? Deep Desolation gra utrzymaną w średnich tempach miksturę pierwotnie i szalenie surowo brzmiącego black metalu wymieszanego ze sludgem, który zamiast obudowywać swój ołów post-rockową przestrzenią, obrąbuje z niego formy nawiązujące do tradycji dusznego i mrocznego doom metalu. Nikt nie dłubie tu przy dwuminutowym odcinku przysłowiowej taśmy całymi tygodniami, szanse na to, że partie gitar są w jakikolwiek sposób równane nie zaliczają się do zbyt dużych i, mimo czytelnej produkcji, płyta brzmi tak, jakby zespół nagrał ją na setkę. Chwilami można by nawet domniemywać, że niektóre fragmenty utworów zostały wręcz wyjammowane, co mnie osobiście bardzo urządza, bo odnosi się to do wszystkich tych momentów, w których na pierwszy plan wysuwa się tak zwany klimat. Dopasowywane godzinami harmonie, sympatyzujący z popem kobiecy wokal, klawisze imitujące orkiestrę symfoniczną? Nie tym razem. Atmosferyczne odloty w muzyce Deep Desolation skojarzyłbym prędzej z jakimś vintage rockiem, odkurzającym odurzone odjazdy occult, hard czy psychedelic rockowych kapel sprzed połowy wieku. Wszystko to odnajdziecie w "Between The Tits Of A Witch", gdzie w pierwszych już sekundach słychać rzężącą, przepuszczoną przez jelito Mefistofelesa, doomową zadymę a'la Electric Wizard czy Crowbar, blackowy prymitywizm pierwszych płyt Darkthrone czy Hellhammer i solówki, w których zespół pozwala sobie na sporą dawkę melodii. Demoniczność tej muzyki słychać już w intrach, które na pierwszy rzut ucha brzmią jak zaprogramowane, ale to tylko złudzenie. Miodowym kąskiem dla misiów będzie z całą pewnością "Mroczny hymn" z polskojęzycznym przekładem poezji Williama Blake'a i przewspaniałym "kaczkowym" falowaniem gitar. Trafiają się również lekko orientalne motywy, lecz nie zostały one bynajmniej wysamplowane z pierwszej lepszej katanowej naparzanki, a raczej zagrane na żywych wiosłach.
Nie przegapcie tego krążka, bo w dziedzinie metalu w głos szydzącego z poprawności, przyzwoitości i wszelkich muzycznych konwenansów "Rites Of Blasphemy" sięgnął po srebro.
a) jasne, zapoznać się z innym punktem widzenia, to może być inspirujące
b) nie warto przynudzać felietonami, dajcie więcej obrazków i linki do filmików z Nergalem
c) ani mnie to grzeje, ani ziębi, jak się będę nudził to może przeczytam