- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deathstrokardia "Dziewięć"
Debiutancka płyta zespołu Deathstrokardia przykuła moją uwagę ciekawą okładką. Prostota i oszczędność formy z jednej strony oraz intrygujący pomysł z drugiej, spowodowały, że zespół od razu, zanim jeszcze zdążyłem posłuchać muzyki, nieźle u mnie "zapunktował".
A jak już zacząłem słuchać muzyki, to pierwsze skojarzenia pobiegły w stronę jednej z najlepszych i najsłynniejszych polskich kapel, a mianowicie Closterkellera. Trochę za sprawą dusznej atmosfery i melancholii, trochę przez kojarzący się z Anją Orthodox wokal. Przy czym Deathstrokardia gra o wiele mocniej i ciężej. Klimat też odgrywa tu wprawdzie swoją rolę, ale w porównaniu do Closterkeller na "Dziewięć" jest zdecydowanie więcej zadziorności, metalowego pazura i zagęszczenia (otwierający płytę "Wrzask" zahacza momentami o niemalże thrashowe patenty!). Ogólnie natomiast rzecz biorąc, można powiedzieć, że mamy tu udany miks ostrzejszego łojenia i bardziej spokojnych momentów, zespół sprawdza się i w krótszych (trzyminutowe "Drzewa"), i w dłuższych (trwające 7:14 "Cztery kolory") formułach, co jest dowodem na sporą wszechstronność. Wokalistka dysponuje ciekawym, dość niskim głosem, a wszyscy muzycy prezentują naprawdę dobre umiejętności i nie ograniczają się do prostej "łupanki". "Dom" z kapitalną, "wspinającą" się linią wokalną, świetny, drapieżny "Wrzask", znakomicie rozkręcające się "Kamień na kamieniu" czy rozbudowane, nastrojowe "Cztery kolory" to najlepsze dowody na dużą klasę zespołu.
Muszę przyznać, że album naprawdę mi się podoba. Właściwie jedynym mankamentem jest to, że chwilami linie melodyczne sprawiają wrażenie "naciąganych" tzn. nie ma pełnego zgrania wokalu z muzyką. Ale w sumie odczuwa się to tylko chwilami i na pewno jest to do uniknięcia przy następnej płycie. Bo mam nadzieję, że zespołowi uda się jakoś wypłynąć na szerokie wody i wydawać kolejne krążki...