- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deathstars "Synthetic Generation"
Od pewnego już czasu, furorę w Europie i jej okolicach zaczynają robić kapele mocno mieszające rock bądź metal z elektroniką czy wszelkiej maści industrialnymi brzmieniami. Jednym z takich zespołów jest właśnie Deathstars, zrodzony na zgliszczach black/thrashowego Swordmaster, w którym swe palce maczali dawni muzycy Dissection.
"Synthetic Generation" jest debiutanckim krążkiem Szwedów, na którego punkcie podobno oszaleli nasi zachodni sąsiedzi. Prawdę mówiąc jest to dość dziwne, jako że ten album nie ma zupełnie nic wspólnego z graniem spod znaku Helloween czy Grave Digger, a wizualnie członkom Deathstars bliżej do Marylina Mansona. Może jednak dywagacje na temat niemieckich gustów zostawmy na kiedy indziej i przejdźmy do zawartości rzeczonego wydawnictwa. Jak wspomniałem wcześniej, Deathstars raźnym krokiem podąża w kierunku mariażu metalu i elektroniki, obszaru zasadniczo znacznie już odkrytego i spenetrowanego. Na płycie gęsto od syntezatorów, klawiszy generujących różnorakie kosmiczne dźwięki, szkielet muzyczny tworzą jednak ciężkie, rockowo-metalowe gitary. Przeważają tu dynamiczne, motoryczne riffy, nie brak jednak też nieco popowych refrenów i łatwo wpadających melodyjek. W pewnym stopniu za to chwytliwe oblicze Deathstars odpowiada też Whiplasher, będący swego rodzaju wokalną krzyżówką Carla McCoya z Fields Of The Nephilim i Lex Icona z The Kovenant. No właśnie, The Kovenant. Wielokrotnie kawałki z "Synthetic Generation" przywodzą na myśl skojarzenia z twórczością tegoż norweskiego zespołu. Właściwie prawie w każdym elemencie słychać echa dokonań twórców "Animatronic" - czy to w brzmieniu, czy w wokalach, mocnych gitarach czy industrialnym klimacie. Jakby tego mało było, Szwedzi nawet podobnie do Norwegów korzystają z kobiecego głosu operowego.
Jakkolwiek by na to nie patrzeć, podobieństwa te czy też skojarzenia wcale nie dyskwalifikują "Synthetic Generation", ponieważ to całkiem dobry album (choć do "Animatronic" jeszcze mu daleko), a jedenaście autorskich kompozycji (nie licząc coveru Billy'ego Idola "White Wedding") broni się same. Debiut Deathstars najprawdopodobniej zaspokoi gusta fanów zindustrializowanych odmian metalu podanego w bardziej melodyjnej i przystępnej formie. Z pewnością to pozycja dla amatorów Ministry, Rammstein, no i oczywiście The Kovenant.