- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Deathstars "Night Electric Night"
Chyba nikt nie liczył na to, że na swoim czwartym albumie Deathstars zaprezentuje coś nowego, odkrywczego czy chociażby mocno intrygującego. Owszem, nieobytych w temacie może zaintrygować (niekoniecznie pozytywnie) image Szwedów będący wypadkową Marylin Mansona i (sztucznego czy też prawdziwego) uwielbienia kapeli dla totalitaryzmów, ale biorąc pod uwagę graną przez nich muzykę, nie powinien on jednak dziwić.
Sama warstwa muzyczna to nadal mieszkanka industrialnego metalu i gotyku. Jest tu więc dużo melodii, dużo klawiszy, typowo gotycki wokal, ale i sporo gitarowego grania. Czasami napotykamy żywe, konkretne, mocno energetyczne riffy, których nie powstydziłby się Rammstein ("Chertograd", "Night Electric Night", "Arclight"), a których energia rozmywana jest przez manierę wokalną Whiplashera, ale jest też i utwór, który może pretendować do miana ballady ("Via The End"). Często mamy jednak do czynienia z piosenkowatymi, prostymi, wręcz przesłodzonymi melodiami podlanymi rockowo - gotyckim sosem. I taki właśnie jest (i zapewne miał też być) ten album - piosenkowaty. Wszystko łatwo i szybko wpada w ucho, cały czas jest niemalże "przebojowo". Brak tu jakiejkolwiek oryginalności, ale mam wrażenie, że to efekt również zamierzony - słychać za to HIM, Type O Negative, Cradle of Filth, wspomnianego Rammsteina, Sisters of Mercy, nie mówiąc o Kovenant, który jest zapewne wzorcem muzycznym Deathstars.
Zamierzony brak oryginalności nadrabiany jest poprawnością - fani tego rodzaju muzyki nie będą mieli problemów z zaakceptowaniem "Night Electric Night", który w swoim gatunku jest naprawdę dobrą i solidną produkcją. Takie utwory, jak "Mark of The Gun" czy (również dzięki niezłemu kobiecemu wokalowi) "Blood Stains Blondes" zostają na długo w pamięci słuchacza. Płyta ta przekonuje, że nie zawsze oryginalność musi być ważniejsza od luzu, dobrej zabawy i bardzo poprawnego wykonania.
Rzeczywiscie zespol niczym nie zaskakuje swoich fanow (do ktorych tez naleze). Najlepszy kawalek na albumie to wg mnie "Chertograd", ktory jest genialny xD